
Poznałem Seba, znanego również jako Baytee Baytak, w chłodny poranek w Londynie. To, co miało być szybką kawą, przerodziło się w długą i fascynującą rozmowę o muzyce, protestach, dziennikarstwie i wibracyjnej logice dźwięku. Seb jest bardzo rozmowny, ciekawy świata w najlepszym tego słowa znaczeniu i niezwykle hojny, jeśli chodzi o dyskusję na temat różnych idei. Ku mojemu zaskoczeniu wykazał prawdziwe zainteresowanie polską sceną muzyki elektronicznej, więc kontynuowaliśmy rozmowę.
Seb od dziesięciu lat pracuje jako dziennikarz, zajmując się tematyką biznesową, polityczną i społeczną dla Financial Times, New Statesman, BBC, Novara Media i wielu innych mediów. Przeprowadzał wywiady z głowami państw, liderami biznesu i różnymi osobistościami. Jego artykuły dotyczą bardzo różnorodnych tematów, od inwestycji zagranicznych po zabawki erotyczne.
Ale to ma sens. Niezależnie od tego, czy przeprowadza wywiady z wieloma osobami, czy nakłada nagrania z ulicy z bejruckiej thawry na breakbeaty, Seb płynnie przechodzi od narracji do dźwięku, od intelektu do emocji. Jako Baytee Baytak łączy libańskie perkusje z surową energią brytyjskiej kultury klubowej. Nasza rozmowa była kontynuowana online, gdzie podzielił się referencjami, muzyką i kontekstem: bogatym archiwum zarówno myśli, jak i basów.
Pod względem muzycznym zrobił imponujące wejście swoim debiutanckim albumem z 2022 roku, Electricté Du Liban, wydanym przez kairską wytwórnię HIZZ. Impuls ten był kontynuowany dwoma kolejnymi wydawnictwami w londyńskich wytwórniach Shubzin i Geotact, w tym debiutancką EP-ką „Shadows of Beyrouth”.
Być może jednak poza mediami społecznościowymi przegapiliśmy kilka ważnych szczegółów na jego temat, więc zobaczmy, jak potoczy się ta rozmowa…
Cześć, Seb, jak się dzisiaj czujesz? Opowiedz nam, jak minął Ci dzień.
Cześć! Całuję i ściskam.
Dzisiaj zakończyłem wywiad z bardzo inspirującym szkockim politykiem (Brendanem O’Harą), który bronił Gazy w brytyjskim parlamencie. Spotkałem go przypadkowo dwa miesiące temu, spacerując po targu w Glasgow w drodze na mecz Celticu.
Nadal mieszkasz w Londynie? Jeśli tak, to co cię tu zatrzymuje i jak miasto, z całym swoim chaosem i energią, wpływa na twoje zainteresowania i decyzje, zarówno muzyczne, jak i polityczne?
Nadal mieszkam w Londynie i mieszkam tu od… 13 lat, co mnie dość zaskakuje. Nie dlatego, że zaskakuje mnie fakt, że jestem w Londynie, ale dlatego, że nie mogę uwierzyć, jak szybko minął ten czas. Od dawna uwielbiałem to miasto, ale w ciągu ostatnich 18 miesięcy pokochałem je jeszcze bardziej dzięki masowemu ruchowi solidarnościowemu z Palestyną. Żadne inne miasto „zachodnie” nie broniło Palestyny tak zdecydowanie jak Londyn. Jestem dumny, że mogę być tego częścią. Londyn ma tak wiele społeczności i tożsamości… Można z nim zrobić, co się chce, co widać również na scenie muzycznej. Czuję się bardzo związany z moją arabską i libańską społecznością w Londynie, a także z kulturą brytyjską, moimi przyjaciółmi i muzyką elektroniczną, co miało ogromny wpływ na moją muzykę.
Od lat zajmujesz się tematyką polityczną i społeczną. Czy uważasz, że muzyka pozwala Ci wyrażać rzeczy, których nie da się przekazać w dziennikarstwie?
Pozwala mi podkreślić pewne „emocje polityczne”, które trudniej jest wyrazić słowami. Nie uważam jednak, że używam muzyki do wyrażania opinii, raczej do odczuwania emocji i dobrej zabawy. Natomiast w dziennikarstwie skupiam się bardziej na wyrażaniu opinii. Trudno jest tworzyć muzykę polityczną bez odczuwania pewnego wstydu, więc mam świadomość, że moja muzyka nie przemawia w imieniu konkretnych osób ani ich nie reprezentuje. Mówi tylko za mnie i moje emocje związane z pewnymi wydarzeniami, nie traktuję tego zbyt poważnie. Ale uwielbiam sposób, w jaki szybkie i chaotyczne rytmy mogą uchwycić (i uwolnić) uczucia napięcia, frustracji, gniewu i działania. Uważam, że moją muzykę najlepiej słucha się w ruchu; jest bardzo kinetyczna i nie sprawdza się jako muzyka w tle lub salonowa, haha, jest na to zbyt antyspołeczna.
Wspomniałaś, że jesteś ekstrawertyczką, ale produkcja i praca nad muzyką Cię uspokaja. Jak odczuwasz tę sprzeczność? Czy jest to dla Ciebie rodzaj ucieczki, czy też narzędzie pozwalające Ci zachować równowagę?
Nie poświęcam wystarczająco dużo czasu na siedzenie sama ze sobą i relaks, z wyjątkiem sytuacji, gdy tworzę muzykę. Od około dziewięciu miesięcy nie produkuję niczego, ponieważ skupiam się na dziennikarstwie i czuję się bardzo sfrustrowana. To tak, jakbym traciła terapię i czas dla siebie.
W twoich kompozycjach perkusyjnych jest coś fizycznego i starożytnego. Skąd bierze się twoja więź z rytmem?
Z pewnością z perkusji arabskiej. Uwielbiam jej rytm i dramatyzm oraz to, jak przenosi mnie ona do czasów dzieciństwa w Libanie. Dorastałem również w otoczeniu muzyki w domu i w kościele, ponieważ moi rodzice są bardzo religijni.
Twoja muzyka przekazuje napięcie między porządkiem a chaosem, pięknem a upadkiem. Jak decydujesz, kiedy utwór jest „gotowy”?
Rzadko czuję, że piosenka jest gotowa. Zwykle tak bardzo męczy mnie jej słuchanie i bycie perfekcjonistką, że w końcu mówię: „Do diabła, jest gotowa!”. Ale podoba mi się twoje opisy mojej muzyki, dziękuję. Pierwszy album (Electr*cté Du Liban) dotyczył głównie chaosu i upadku. Został nazwany na cześć libańskiej państwowej spółki energetycznej, która przez wiele lat nie była w stanie oświetlić nawet litery „i” na szyldzie swojego budynku w Bejrucie (stąd gwiazdka w tytule albumu)… Przedsiębiorstwo energetyczne, które nie jest w stanie oświetlić własnego szyldu – tak poetycko zepsuty, skorumpowany i niekompetentny stał się libański państwo. Nasz kraj nadal ma tylko sześć godzin dziennie energii elektrycznej dostarczanej przez państwo.
Opowiedz mi o Tasstooz. Co się zmieniło między tym albumem a poprzednimi?
Starałem się, aby Tasstooz był nieco bardziej melodyjny w niektórych utworach, ale nadal trzeba nad tym popracować. Najważniejsze jest to, że Tasstooz nie jest wcale polityczny. Uważam, że powstało już wystarczająco dużo muzyki politycznej, więc chciałem, aby ten album był absurdalny, nostalgiczny i głupi, ale jednocześnie szybki i hałaśliwy, tak jak moje poprzednie prace. „Tasstooz” oznacza „mały tyłek” w libańskim dialekcie arabskim, a okładka albumu przedstawia bidet unoszący się w przestrzeni kosmicznej, bo czemu nie? Poza tym bidety są cholernie niesamowite i tęsknię za nimi. W Wielkiej Brytanii jest ich bardzo mało, to prawdziwy kryzys, haha. W jednej z moich ulubionych książek historycznych, zatytułowanej „The Anarchy”, czytamy, że w 1765 r. indyjski urzędnik mogolski napisał w swoim dzienniku: „Jaki honor nam pozostał, skoro musimy przyjmować rozkazy od garstki brytyjskich kolonizatorów, którzy nadal nie nauczyli się myć tyłków?”. Pierwsi przodkowie bidetu pochodzą ze starożytnej Mezopotamii i subkontynentu indyjskiego.
Podaj nam nazwiska artystów, z którymi chciałbyś współpracować.
Zuli. DJ Plead. aya.
Jakie są Twoje najbliższe plany? Nie tylko muzyczne, ale wszystko, o czym marzysz lub czym się obecnie zajmujesz.
Chcę tworzyć muzykę wolniejszą lub bardziej minimalistyczną, bardziej melodyjną i łatwiejszą do tańca. Myślę, że ostatnie dwa lata były bardzo intensywne, więc chcę czegoś bardziej relaksującego (i innego).
Czy możesz dokończyć zdanie „Pod…”?
Moje zwłoki.
Dziękujemy!
Zespół Underton

