Chciałbym nieco przybliżyć czytelnikom serwisu Underton warszawski zespół Steel Habit, którego gitarzystą rytmicznym jest mój dobry znajomy Maciej Bączek – dumny reprezentant Mińska Mazowieckiego, miasta z którego obaj pochodzimy.
Muzycy otwarcie przyznają się do czerpania inspiracji m.in. z polskiego, grającego szeroko pojętą muzykę heavymetalową zespołu Acid Drinkers. Na swoim koncie mają wiele sukcesów, w tym trzecie miejsce na VIII Festiwalu Zespołów Rockowych “Dobra Strona Rocka”, w którym udział biorą kapele nie tylko z Polski, ale także z sąsiadujących krajów – Białorusi, Litwy, Czech, Niemiec czy Ukrainy. Kucharze ze Steel Habit serwują mięsiste riffy nisko strojonych gitar, tłuste, potężne brzmienie perkusji doprawione bardzo ostrym wokalem. Całość pięknie podana na jeszcze ciepłej EPce z tego roku “Eyes From The Mirror”. Apetyt rośnie w miarę słuchania. Jak dokładnie wygląda Steel Habit od kuchni? Opowiedzą nam o tym dwaj członkowie zespołu: wcześniej wspomniany Maciej Bączek oraz perkusista, Dariusz Karpiński.
Nowa płyta, częste koncerty. To wszystko sprawia, że sporo czasu poświęcacie na zespół. Jak to się dzieje, że dajecie radę łączyć to z życiem osobistym? Przecież oboje macie mnóstwo czasochłonnych zajęć takich jak praca czy studia.
Maciej Bączek (M.B.) – Całe moje życie rozdziela się tylko na zespół i pracę, która zapewnia mi środki finansowe na dalszy rozwój kapeli. W wolnym czasie gram na gitarze bądź organizuje próby.
Dariusz Karpiński (D.K.) – Jestem na ostatnim etapie studiów, kończę właśnie pisać pracę magisterską. Do niedawna także pracowałem jako telemarketer. Mimo to, nigdy nie miałem większych problemów z łączeniem pracy, szkoły i kapeli.
Gracie koncerty w różnych zakątkach kraju. Zdarzało się wam także występować w Mińsku Mazowieckim, skąd zresztą pochodzi Maciej. Jak oceniacie organizacje mińskich eventów na tle reszty Polski?
M.B. – Graliśmy kilka razy w Dujerze, raz nawet w Mjuzik Pubie. Za każdym razem mieliśmy coś wspólnego z organizacją tych koncertów. Najczęściej w różnych miejscach w Polsce jest tak, że przyjeżdżamy na gotowe, więc całkiem inaczej wygląda sprawa, kiedy sami tworzymy takie wydarzenia. Jesteśmy w to zaangażowani i znamy plan całego koncertu od podszewki. Mińsk od zawsze słynął z dobrze przemyślanych eventów.
D.K. – Sami organizujemy większość wydarzeń na których występujemy. Od czasu do czasu zdarza nam się przyłączyć do istniejącej już trasy koncertowej, tak jak to było w przypadku koncertu z Made of Hate i Lostbone. Nie przykładaliśmy wtedy ręki do organizacji. Zabieraliśmy tylko swoje graty i jechaliśmy na miejsce. Co do mińskich koncertów, warto wspomnieć kawiarnie Dujer. Wiadomo, jeżeli chodzi o nagłośnienie to warunki nie są najlepsze, ale atmosfera jest i to się liczy. Jeżeli chodzi o Mjuzik sprawa wygląda nieco inaczej, fajna scena, fajne nagłośnienie, dobre kapele. Pozdrawiamy przy okazji kolegów z Blast You.
Z waszej wypowiedzi wynika, że jesteście związani z mińską sceną muzyczną. Jaki więc wpływ na was miał Mińsk Mazowiecki?
M.B. – Tutaj się wychowałem. Mińsk jest także miejscem gdzie uczyłem się grać na gitarze z miejscowymi muzykami. Jeżeli chodzi o naszą kapelę, to nawet nasze pierwsze próby odbywały się hufcu, gdzie poznałem Darka. Tutaj powstawały nasze pierwsze numery. Nie mieliśmy wtedy nawet pojęcia o tym, że wyjdzie z tego tak zwariowana sprawa, jaką jest zespół Steel Habit.
D.K. – Mimo, że nie mieszkam w Mińsku, czuje się bardzo związany z tym miejscem. Jestem bardzo sentymentalny, lubię wspominać to co się kiedyś działo. Z tego też względu chciałbym zaznaczyć, że to miasta miało na mnie duży wpływ jeszcze przed powstaniem kapeli. Swego czasu miałem tutaj dziewczynę, którą teraz gorąco pozdrawiam. Z Mińskiem mam same dobre wspomnienia, wiele miłych rzeczy mnie tu spotkało. W tym miejscu poznałem także mnóstwo pozytywnych osób. Zawsze chętnie tutaj wracam.
Dowiedziałem się z waszej strony na Facebook’u, że stawiacie na szybki i prężny rozwój. Faktycznie tak się dzieje? Jak oceniacie swój postęp od czasu założenia Steel Habit w 2010 roku?
M.B. – Cóż, na samym początku to wszystko zaledwie raczkowało. Na szczęście razem z Darkiem i Mariuszem Marszałkiem (git. prowadząca – przyp. red.) dość szybko się za to wzięliśmy. Od tego momentu nasza twórczość zaczęła kiełkować. Im dłużej graliśmy razem, tym większe obieraliśmy tempo rozwoju. Pierwszym skokiem do profesjonalnego świata muzyki, było nagranie dema. Chwilę później planowaliśmy nagranie EPki, czyli szybkie dogranie materiału do tego co już mieliśmy. Tak naprawdę rozwój zespołu to nie tylko tworzenie i nagrywanie numerów, ale także kwestia reklamy czyli grania coraz to większej ilości koncertów. Wydaję mi się, że całkiem nieźle nam to wychodzi.
D.K. – Według mnie, na tyle ile istniejemy, czyli już około trzy lata, rozwijamy się prawidłowym tempie. Robimy wszystko porządnie. Nie mamy znajomości w świecie metalu, dzięki którym wskoczylibyśmy od razu na wysoki pułap. Wszystko robimy sami i myślę, że dobrze to nam wychodzi. Pierwszy koncert odbył się na święcie Rembertowa w maju 2011 roku. To wydarzenie można uznać właściwie za poważny start naszego zespołu.
Ostatnio zajęliście III miejsce na Festiwalu Dobra Strona Rocka. Czy macie w swoim dorobku inne osiągnięcia którymi warto się pochwalić?
M.B. – To, że zajęliśmy III miejsce i zdobyliśmy nagrodę, to oczywiście fajna sprawa, ale dla mnie również osiągnięciem jest to, że praktycznie trzymamy się w jednym składzie, pomijając basistę który rok temu został zastąpiony przez Macieja Solnickiego. Mamy jeden cel i wspólnie go realizujemy. To nasz największy sukces.
D.K. – Czasem zdarza się, że nawet się kłócimy, ale to tylko wychodzi na dobre. Gdyby nie było tych małych spięć, wszystko by szło po myśli jednej osoby, a to z kolei byłoby monotonne. O wiele lepiej jest, gdy każdy wnosi swoje pomysły, dzięki temu jest z czego wybierać. Robimy burzę mózgów, z której wychodzi wypadkowa naszych zróżnicowanych charakterów. Idziemy wtedy na kompromis. A co do osiągnięć, to sukcesem jest każde wydarzenie, nowe osoby na koncertach, kolejny napisany numer czy nawet rosnąca liczba lajków na Facebook’u.
W waszej krótkiej biografii, zawarta jest też informacja że gracie nietuzinkową fuzję kilku nurtów metalu z naciskiem na heavy/thrash. Zewsząd także słychać, że inspirujecie się naszym polskim Acid Drinkers. Które jeszcze zespoły mają wpływ na waszą twórczość?
M.B. – Jeżeli chodzi mnie, to styl gry na gitarze musiałem ściśle dostosować do moich umiejętności technicznych, które zresztą nie są jakieś super wariackie. Chciałem to wszystko przełożyć na to, by brzmiało fajnie i ciężko. Nie ukrywam także, że inspiruje się Acid Drinkers. Ich proste riffy wpadają w ucho, co mi się strasznie podoba. Co do innych inspiracji, to zdecydowanie duży wpływ ma także rosyjska kapela Amatory, która według mnie, jest mistrzem świata w tworzeniu ciężkiej muzy. Te dwie kapele najbardziej oddziałują na mój styl tworzenia.
D.K. – Nie będę zbyt bardzo oryginalny, gdy to powiem. Od dziecka słucham Metalliki. Także siłą rzeczy, ta kapela na pewno rzutowała na moją grę na perkusji. A co innych zespołów, duży wpływ na mnie mieli Machine Head, Pantera a od niedawna nawet Gojira. Spore wrażenie w ostatnim czasie zrobił na mnie także nasz rodzimy Decapitated. Czerpie z każdego z nich po trochu. Jedno jest pewne, nie kopiujemy ich muzyki. My tylko się inspirujemy.
Przejdźmy więc do nowej EPki “Eyes From The Mirror”. Wszystko kosztuje, zarówno studio jak i tłoczenie. Jak znaleźliście środki finansowe na wydanie płyty? Czy dochody z koncertów wiele wam w tym pomogły?
M.B. – Dochody z jakichkolwiek koncertów to jest legenda. (śmiech). Skąd więc kasa na nową płytę? Z własnej kieszeni. Cały czas ciężko pracuję po to, aby mieć pieniądze na nowe struny, organizowanie prób, nagrywanie kawałków czy dojazdy na koncerty. Wszystko kosztuje.
D.K. – Co raz częściej się zdarza że dostajemy zwrot za dojazd na różne wydarzenia. Czasem nawet mamy zapewnione piwko i jakieś jedzenie, wtedy jest naprawdę dobrze. Chcemy tu wspomnieć o świetnej ekipie z Ciechanowa. Zawsze gdy u nich gramy, mamy to wszystko bez problemu zapewnione. Z tego też względu pozdrawiamy stowarzyszenie PsychoArt.
Płyta odznacza się bardzo dobrą jakością nagrań i dość ciekawym brzmieniem. Chciałbym dowiedzieć się jak przebiegał proces nagrywania. Czy presja czasu jaki mieliście wyznaczony w studio pozwoliła wam na zarejestrowanie materiału w taki sposób, jaki chcieliście? Jesteście zadowoleni?
M.B. – Od razu powiedzieliśmy sobie, że szukamy takiego studia, które nie daje nam ograniczeń. Kwota za nagrania jest określona z góry, a my mamy tyle czasu na nagrania, ile tylko chcemy. Od razu przyszło mi do głowy studio Glyn Records w Grębkowie, które prowadzi mój stary znajomy. Nagrywałem tam zresztą z moją poprzednią kapelą. Mieliśmy niezwykły komfort, gdyż przyjeżdżaliśmy na cały weekend i mogliśmy bezpośrednio skupić się na osiągnięciu takiego brzmienia, jakie by nam odpowiadało. Nie udało nam się na tyle, aby wszyscy byli zadowoleni, ale według mnie, jest super. Brzmienie jest soczyste i ciężkie. Wszystkie akcenty które chcieliśmy, zostały uwypuklone. Cały nasz charakter został przelany na płytkę, a to jest najważniejsze.
D.K. – Wykorzystaliśmy do maksimum możliwości, które dawało nam te całe pomieszczenie i znajdujący się w nim sprzęt. To wszystko oczywiście przy dużej pomocy realizatora dźwięku. W tym studio już lepiej być nie mogło. Krótko mówiąc, jesteśmy zadowoleni.
Mimo, że nie ma z wami autora tekstów, chciałbym zapytać o ich przesłanie. O czym dokładnie traktuje tytułowy utwór? Czym są złowrogie “oczy z lustra” które spoglądają na nas z okładki waszej płyty?
M.B. – Każdy z nas inaczej interpretuje te złowieszcze oczy. Dla mnie, przede wszystkim są one odbiciem własnych strachów.
D.K. – Nasz wokalista, Łukasz Podgórski, lubuję się w mrocznych klimatach literatury grozy. Pisząc tekst do „Eyes from the Mirror” zainspirował się książką Grahama Mastertona pod tytułem „Zwierciadło Piekieł”. Co do grafiki przedstawiającej oczy to stworzył ją mój kolega z podstawówki Paweł, którego także pozdrawiamy.
Trzeci, a zarazem mój ulubiony utwór “Blindfold” opowiada o ślepym dążeniu do złota i koron. To tylko fantastyczna abstrakcja czy znajduje to jakieś odbicie we współczesnej rzeczywistości?
M.B. – Nie wiem jaki dokładnie był tutaj zamysł wokalisty, ale jak wcześniej wspomniałem każdy postrzega te teksty inaczej. Ja to widzę tak, że każdy człowiek jest zamknięty w ślepym zaułku, gdzie wszystko obraca się wokół pieniądza. O tym, czy to dobrze czy źle, decyduje już indywidualny charakter człowieka. W „cywilizowanym świecie” każdy z nas ma już jakiś założony z góry plan na życie, mówiący głównie o tym że trzeba zarabiać. Jesteśmy zaślepieni pieniędzmi, bez nich nie da się przetrwać. Najczęściej zwyczajnie potrzebujemy stabilizacji finansowej, ale w niektórych przypadkach ludzie zdają się dążyć do wielkiego bogactwa. To powoduje, że zanika w nich człowieczeństwo, a to jest najbardziej smutne.
A jak wygląda kwestia dystrybucji nowej EPki? Od kiedy będzie dostępna?
D.K. – Jest to kwestia góra dwóch miesięcy. Wszystko jest już gotowe. Zakład który wyprodukuje nam tą płytę również jest wybrany. Najważniejsze jest, aby dokończyć gromadzenie odpowiednich funduszy. Znaleźliśmy także parę organizacji, które będą nas wspierać m.in. Fabryka Zespołów, czyli zdecydowanie nasz najważniejszy patron. Warto też wspomnieć o profilu na Facebook’u o nazwie Rembertów Bezpośrednio. Chłopaki piszą o lokalnych aktualnościach i promują jak tylko mogą dzielnicę Warszawy, z której ja pochodzę. Jest to słuszna sprawa i zapowiada się naprawdę fajna współpraca.
Zastanawialiście się już może, gdzie dokładnie będzie można ją nabyć?
M.B. – Właściwie tylko u nas, z naszej prywatnej czarnej walizki. Oczywiście na koncertach, za pomocą serwisu Facebook oraz na Allegro. Nie przewidujemy na razie współpracy z żadną agencją, nie jest także celem , by ten krążek trafił na sklepowe półki. Chcemy rozprowadzać ją na własną rękę, przede wszystkim po to, aby jak najwięcej ludzi mogło nas poznać.
Na koniec jestem zmuszony zadać to strasznie nudne, oklepane pytanie. Co dalej? Jak wyglądają plany zespołu Steel Habit na przyszłe miesiące?
M.B. – Ostatnio staramy się przede wszystkim skupić na najbardziej profesjonalnym brzmieniu, po to, żeby wszystko było tak wyraziste jak tego oczekujemy.
D.K. – Myślę, że dalej będziemy zajmować się tym, co do tej pory robiliśmy. Chcemy trafiać do coraz to nowych ludzi, aby ta kapela była coraz bardziej rozpoznawalna. Pracujemy nad nowymi numerami i przede wszystkim mamy w planach kolejne koncerty.
Zagracie również w Mińsku Mazowieckim?
M.B. – Oczywiście. Zapraszamy wszystkich na koncert który odbędzie się 30 listopada w mińskiej kawiarni Dujer. Będzie fajnie.
D.K. – Tak jest. Wracamy tu po prawie roku nieobecności. Dla przypomnienia, ostatni koncert który zagraliśmy w Mińsku był w Mjuzik Pubie, gdzie wystąpiliśmy razem z Blast You i Hellectricity. Mam nadzieję, że wszyscy stęsknili się za nami.
Do zobaczenia więc. Życzę wam powodzenia na drodze do sukcesu. Dzięki!
fot. Andrzej Wąsowski