
„Samplowanie (ang. sampling) – użycie fragmentu wcześniej dokonanego nagrania muzycznego, zwanego samplem jako elementu tworzonego utworu(..)” [pl.wikipedia.org]
Jak poważnym przestępstwem jest kradzież? To zależy od tego co się kradnie. Za kradzież resoraka można najwyżej dostać po łapach, ale za kradzież prawdziwego samochodu, pójdzie się do więzienia na kilka lat. Wartość produktu ustala społeczeństwo. Ta wartość może maleć wraz z czasem. Dwadzieścia pięć lat temu polonezy były dostępne jedynie dla wybranych, dziś patrzy się na nie z przymrużeniem oka.
Czy wartość skradzionej rzeczy może wzrosnąć z czasem? Nastoletni hiphopowi producenci tworzący pod koniec lat 70 i początku 80 poprzedniego stulecia, nagrywając muzykę opartą na samplach nie wiedzieli, że robią coś złego. Młodzi pasjonaci muzyki, którzy byli zbyt biedni, żeby nabyć własne instrumenty wpadli na genialny pomysł. Zaczęli używać dwóch gramofonów i miksera jako alternatywy dla instrumentów. Zapętlając dwie takie same płyty mogli bawić się tylko do tych fragmentów muzycznych, które najbardziej ich ruszały (pionierem był Kool Herc i jego słynne „Merry-Go-Round”). Tym samym tworzyli całkiem nowe, unikalne kompozycje. Pomysł szybko się przyjął, a muzyka grana przez DJ-ów coraz bardziej klarowała swoje brzmienie na wzór tego, co dzisiaj nazywamy rapem lub muzyką hiphopową. Wraz z rozwojem techniki i spadkiem cen sprzętu prawie każdy mógł stać się profesjonalnym producentem i tworzyć muzykę we własnym domu. Te dzieciaki wymyśliły sampling, jako sposób tworzenia muzyki od podstaw.
Nowe zjawisko, które nie jest zdefiniowane przez społeczeństwo nie ma swojej wartości. Dla oldschoolowych producentów sampel nie był cytatem z utworu innego muzyka, bo sami nie śmieli porównywać się z muzykami, których samplowali. Sampel był dla nich tylko dźwiękiem, którego używali do tworzenia swojej muzyki. Dzisiaj, w świetle prawa wygląda to tak: samplowanie to kradzież autorskich nagrań i sprzedawanie ich pod swoim nazwiskiem. Ludzie robiący hip-hop w tych czasach byli tylko dziećmi, którzy bawili się w muzykę. Muzykę, która przez „prawdziwych” i „wykształconych” muzyków nie była brana na poważnie… do czasu, kiedy raperzy nie zaczęli zarabiać prawdziwych pieniędzy.
Ukradli resoraki, które z czasem urosły do rozmiarów Ferrari. Po około piętnastu latach od początku istnienia kultury hiphopowej „prawdziwi” muzycy zaczęli zgłaszać się do rapowych producentów po swoją należność za udział w nagraniu. Problem w tym, że w międzyczasie ta kultura rozwinęła się na cały świat i zapuściła korzenie, a sampling stał się jej naturalną częścią. Miliony dzieciaków wierzyły, że sampling jest czymś dobrym, a praktycznie tylko one znały to pojęcie. Jeśli większość uważa, że coś jest dobre, automatycznie takim się staje. Tak być powinno, ale kiedy dochodzą do tego pieniądze, już nic nie jest takie oczywiste. Prawnie, artyści samplowani mają całkowitą rację. Sądzą się o swoje nagrania, w które włożyli dużo pracy i zaangażowania, ale po drugiej stronie barykady jest olbrzymia społeczność, która jest przeciwko nim.
Czy sampling jest zły? Wszystko zależy od punktu widzenia, pewne jest jednak to, że powstał bez złych zamiarów. Podobno wszyscy rodzą się dobrzy.