
Wyobraźcie sobie skąpaną we mgle dolinę, udekorowaną gęstym lasem u podnóża, z wartkim potokiem spływającym w dół, a w tle rozciągające się srogie szczyty pobliskich wzgórz. Wokół słyszycie tylko szelest liści, szum wody, odgłosy chowającej się w zieleni fauny.
Zapomnijcie o zasięgu w telefonie komórkowym, o słowach Internet i cywilizacja. Poczujcie świeży podmuch nieskażonego ludzką ingerencją powietrza, zamknijcie oczy i przenieście się w czasie do okresu pogańskiego mistycyzmu, prostoty i wolności. Tak właśnie gra Wardruna.
Kiedy zetknąłem się po raz pierwszy z muzyką Wardruny, od razu wiedziałem, że mam do czynienia z czymś, co trudno opisać słowami. Słuchanie ich muzyki jest doświadczeniem samym w sobie, które pewnie każdy przeżyje na swój sposób. Fakt jest jednak taki, że ich muzyka od razu mnie porwała.
Wardruna jest norweskim zespołem grającym muzykę folkową w ambientowej aranżacji. Zespół założył Einar Selvik, znany szerzej jako Kvitrafn, który udzielał się w black-metalowej kapeli Gorgoroth jako perkusista (w zespole przy mikrofonie udziela się także były wokalista Gorgoroth, Gaahl). Do utworzenia takiego projektu skłoniło go głębokie zamiłowanie do nordyckiego szamanizmu oraz run. Albumy Wardruny to przemyślane aranżacje, ułożone na podstawie 24 znaków alfabetu runicznego, znanego jako starszy futhark. W celu stworzenia takiej muzyki, Kvitrafn skorzystał nie tylko ze swojej obszernej wiedzy w dziedzinie pisma runicznego i folkowych legend, ale także z umiejętności gry na tradycyjnych, starodawnych instrumentach takich jak kozie i krowie rogi, rytualne bębny, skrzypce, harfy, liry czy kościane flety. Wiele partii nagrywanych było na otwartym powietrzu, z dala od cywilizacji, w zgodzie ze znaczeniem poszczególnych run.
Od początku założeniem projektu było wydanie trzech albumów koncepcyjnych – pierwszy z nich, wydany w 2009 roku „Gap Var Ginnunga”, jest doskonałym wprowadzeniem do klimatów Wardruny – minimalistyczny folk, cierpliwie i bez pośpiechu ogarniający słuchacza swoją magią. Drugi album, „Yggdrasil” (2013), jest ambitną i nieco bardziej eksperymentalną kontynuacją podróży. Na zwieńczenie dzieła będziemy musieli poczekać aż do wydania trzeciego albumu, „Ragnarok”.
Muzyka Wardruny, co szczególnie słychać na pierwszym albumie, charakteryzuje się elementami typowymi dla ambientu. Urzeka w niej minimalistyczna aranżacja utworów, w których do wolnego rytmu dudniących bębnów pomału dołączają dodatkowe instrumenty i melodie. Podobnie i one ciągną się minutami, po czym słyszymy jakieś szepty, jakieś chóry, a przez ambient zaczyna przebrzmiewać mistyczna aura i starodawne klimaty. Momentami da się odczuć kontakt z naturą, być może z naszymi przodkami, z czasami, w których ludzka natura jeszcze nie była spętana współczesnymi konwenansami. Dlatego brzmienie Wardruny zdaje się być takie wyuzdane, bezpardonowe i autentyczne.
Przez drugi album przebija charakterystyczna siła, głównie za sprawą położenia większego nacisku na niezwykle mocny chór. Zgadzałoby się to z koncepcją tego albumu – według członków zespołu, pierwszy album reprezentuje akt zasiania nowego ziarna, natomiast drugi jest umacnianiem jego plonu, nabierania siły.
Jednak jakakolwiek nie byłaby koncepcja artystów, Wardruna jest po prostu brzmieniem, które polecam każdemu, kto traktuje muzykę jako odskocznię od naszej rzeczywistości i źródła niezapomnianych doznań. Wardruna pozwala oderwać się od codziennego pędu, skupić się, pomedytować, nawiązać kontakt z tą zapomnianą częścią naszej świadomości, w której jesteśmy naprawdę wolni.