Miłości do muzyki, rzecz jasna. Gdy zgłosiłem się do projektu Underton, pierwszą osobą jaką poznałem była nasza redaktor Paulina Makles. Po krótkiej wymianie maili zostałem poproszony o napisanie krótkiej, próbnej recenzji.
Bez chwili zastanowienia zaproponowałem nową płytkę MGMT, której akurat w tamtym momencie słuchałem. W odpowiedzi dostałem: “A coś mniej młodzieżowego a bardziej…niezależnego? Baths? Gold Panda? Ktoś z ostatniej edycji Nowej Muzyki? Co Ty na to?” – Niezależnego…? No dobra, czemu nie. Gold Panda, brzmi fajnie, sprawdźmy co to. – pomyślałem. Chwile później odpłynąłem…
To było coś, czego nigdy wcześniej nie doznałem. Owszem, słuchałem nie raz muzyki elektronicznej ale nie tak… oryginalnej i innowacyjnej. Pomijając długo grający debiut oraz serię singli i EPek, przeszedłem od razu do wydanego na początku roku drugiego longplaya w dorobku brytyjskiego producenta “Half of Where You Live”. Zdominowany przez zakorzenione w azjatyckich klimatach sample przeplatające się z głębokimi, niekiedy połamanymi rytmami syntetycznej perkusji, od pierwszych chwil zawładnął na dobre moim umysłem. Słuchałem go dosłownie wszędzie. Szybko zauważyłem, że poszczególne utwory pasują do otoczenia tworząc idealne tło, soundtrack codzienności, dopełnienie życia w danym, określonym momencie. Niosą za sobą osobne historie, które wymagają skupienia oraz zatopienia się w detal każdego dźwięku. Stąd też otwierający płytę “Junk City II” perfekcyjnie sprawdził się przy sobotnich spacerach po zatłoczonej, pełnej wiecznie spieszących się ludzi Warszawie. Z kolei “Community” umila mi podróże pociągiem, a krótki kawałek “S950” uspokaja i doskonale pomaga się wyciszyć. Ta harmonia z otaczającym światem w utworach Gold Pandy zapewne bierze się z jego ogromnego zainteresowanie kulturą dalekiego wschodu, skąd też czerpie inspiracje. To wszystko sprawia, że “Half of Where You Live” zdecydowanie nie nadaje się do odgrywania na klubowych scenach a wręcz przeciwnie, jak już wcześniej zaznaczyłem, najlepiej wypada słuchany samotnie.
Tak mniej więcej wyglądała moja pierwsza, próbna recenzja. Może nieco zmieniona i bardziej rozwinięta, ale nadal oddaje to co czułem przy pierwszym kontakcie z tą niebanalną płytką. Na moje szczęście jestem otwarty na różne gatunki muzyczne i myślę, ba..! jestem nawet pewien, że to dopiero początek naprawdę długiej i pięknej miłości do serwowanych w przeróżnych postaciach dźwięków. Dajcie mi więcej!
Dzięki Paulina!
Przy okazji pozdrawiam całą ekipę Underton 🙂
[dzięki Mateusz, również pozdrawiamy;) – przyp. red.]