*Twerking (czasem twerk) – rodzaj tańca o zabarwieniu erotycznym, który jest popularny głównie wśród kobiet i polega na rytmicznym potrząsaniu pośladkami. Twerking prawdopodobnie wywodzi się od tradycyjnych tańców afrykańskich, a został spopularyzowany przez kulturę hip-hop. (źródło: oczywiście, że wikipedia)
Jeden z wybitniejszych umysłów XX wieku, filozof, socjolog, wybitny muzykolog Theodor Adorno spędził większość swojego naukowego życia na udowadnianiu jak zgubna dla Kultury jest kultura masowa, muzyka popularna, a przede wszystkim ten sztuczny twór, jakim są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Rezultatem jego badań („z grubsza”) było stwierdzenie, że wyłącznie muzyka klasyczna jest jedyną „właściwą”, jedyną możliwą muzyczną formą ekspresji artystycznej. Nie mógł znieść żyznego łona USA, potrafiącego wydawać na świat „mechanizmy” pozwalające zarabiać niemal na wszystkim. Zapewne nieszczęśliwy umarł w tym kraju, bez historii, (wg Niego) bez Kultury i nawet pod koniec Jego życia „dmuchający mu do ucha” Miles Davis czy Ornette Coleman nie przekonali go, że inne gatunki muzyczne także mogą wnosić „coś nowego”.
(Psst! To jest ten moment, kiedy poirytowani poprzednimi słowami, stylem, bądź „ego” autora powinniście przestać czytać i wrócić do miejsc, gdzie powiedzą Wam czego słuchać, jak słuchać, po co słuchać. Obiecując Wam, że „to coś zupełnie nowego”, że „tego jeszcze nie było”. Jeśli, jednak lubicie popkulturę i uważacie, że niewiele zjawisk w muzyce popularnej Was zaskakuje, serdecznie zapraszam do dalszej „lektury”, z odpowiednim przymrużeniem oka.:)
Miałem sen, iż pewnego dnia amerykańska muzyka popularna powstanie i wyzwoli się z jarzma europejskiej krytyki, wyrzucając jej kiepski gust, nijakość i komercję. Żywię spore nadzieję, że Martin Luther King przyznałby mi rację, że mamy ku temu najlepsze czasy. Ba, nawet majestatyczny umysł Adorna mógłby pochylić się nad własnymi rozważaniami w XXI wieku. W czasach postmodernizmu, cyberkultury, łatwości wymiany danych, creative commons, „kultu amatora” , portali pokroju Soundcloud, jego krytyka straciła lwią część ze swej podstawności. Walka z kulturą masową, jako „tworem” traktowanym jako biznes, diametralnie w tym stuleciu traci wartość. Koncerny muzyczne zarabiają coraz mniej, próbują walczyć z czymś nieuniknionym i ich dni najprawdopodobniej są policzone. Niebawem artyści nie będą potrzebować żadnych pośredników w dotarciu do swoich słuchaczy. A sam Adorno, przy odrobinie „zdrowego dystansu” mógłby osiągnąć większy sukces jako kompozytor (Owszem, był niespełnionym kompozytorem – amotorem, więźniem własnego podejścia do „sztuki”), za pomocą współczesnej techniki i internetu i nie potrzebowałby poparcia mecenasów kultury, aby zostać muzykiem.
Hola, hola, ale co, tak właściwie dzieje się nowego w muzyce made in USA, czego nie ma w Europie? Trochę się dzieje, a że przydałoby się wreszcie od ogółu przejść do szczegółu, szczególnym zjawiskiem w pewnych częściach Stanów Zjednoczony jest scena klubowa i nie mam tutaj na myśli (z całym szacunkiem) Detriot techno. Waszą uwagę chciałbym skierować na wschodnie wybrzeże. W klubach w stanie New Jersey nie usłyszymy w „dobrych” klubach po prostu muzyki house, dubstep, trap, juke, drumn’bass, 2step (i tutaj następuję litania tagów z przedrostkiem „-post”, albo i nie, opisujących nowe gatunki lub quasi gatunki opisujące dokonania w muzyce elektronicznej ostatnich lat, w których już dawno się pogubiłem). Usłyszycie tam muzykę brzmiącą, jakby tworzył ją sam Andy Warhol XXI wieku. Niedawno mianowano tę muzykę nazwą od stanu w jakim powstała: Jersey Club.
Jersey Club – A genre of electronic dance music with strong roots in hip hop, downtempo, R&B, and trap. See: Cashmere Cat, DJ Sliink (źródło: urbandictionary.com)
Powstanie pierwszego rekordu słownikowego potraktowałem jako casus beli, aby podzielić się z Wami tymi, najbardziej postmodernistycznymi dźwiękami jakie towarzyszyły kiedykolwiek klubowej scenie. Staram się uciekać od przedstawienia całego drzewa genealogicznego, obrazującego skąd powstał taki gatunek (pośrednio pochodzi od Baltimore Club), aby (być może nieprofesjonalnie) skupiać się na efekcie, który nie do końca pasuje wyłącznie na klubowy dancefloor.
Jersey Club czerpię garściami, tfu! …Łopatami z muzyki pop (r’n’b!) (ok, jak każda praca dj’a), ale miksowaną materią jest nie tylko muzyka, ale i słynne wypowiedzi, amatorskie gwiazdy youtube’a, slogany reklamowe i wszystko to, co dociera do nas ze środków masowego przekazu. Wszystko, co słyszymy na co dzień i co mogłoby nas męczyć, irytować, gdybyśmy chcieli się skupiać na treści tego „szumu informacyjnego”. Wszystko to, zaserwowane przy prędkości 130-140 BPM, w rytmie 4/4 mogłoby doprowadzić do nie lada niestrawności. Jednak wyobraźnia DJ-ów (choć, osobiści nie nazwałbym ich w wypadku takiego „postprodukowania” tylko Dj-ami), potrafi połączyć to w twory, które ruszą nie tylko nasze tyłki. W efekcie usłyszymy na przeciętnym, trzy minutowym utworze utrzymanym w duchu jersey club ok. pięciu muzycznych stylów, tuzin karkołomnych Miksów, a w rezultacie przysporzy nam to ko(u)pę zabawy.
JC cieszy się coraz większym powodzeniem wśród producentów spoza New Jersey. Najważniejszym z nich, absolutnie nie dającym się zamknąć w jakiekolwiek inne ramy gatunkowe jest 25 letni Magnus August Hoiberg pochodzący z Oslo, a znany bardziej pod pseudonimami Cashmere Cat, Trippy Turtle oraz DJ Yolo Bear. Poza tą postacią i kilkoma „soundcloudowymi samozwańcami”, jest on jedyną postacią grającą i produkującą w stylu jersey club. Na razie (mam nadzieję).
Żyjemy w pięknych czasach dobrobytu. Nigdy wcześniej nie było możliwości stworzenia czegoś w tak krótkim czasie i przedstawienia tego (potencjalnie) takiej masie ludzi. A Jersey Club stanowi idealny przykład tego, że „internetowym morzu przeciętności”, można znaleźć coś zupełnie nowego, a jednocześnie bazującego na wszystkim, co już było. Czy Theodor Adorno zgodziłby się ze mną w tej kwestii? Nie wiem, ale na pewno uśmiechnąłby się słysząc „producencki polot” muzyki z New Jersey, znając wcześniej miksowane oryginały.