Producenci muzyczni to kopalnia wiedzy, jeśli chodzi o cały etap tworzenia utworów, czy poznawania tej branży od kulis. Tym razem porozmawiałem z Leśnym, który opowiedział trochę o swoich początkach z muzyką, konstruktywnej krytyce, czy podejściu do reprodukcji bitów.
Kiedy pojawił się u Ciebie pomysł zostania producentem muzycznym?
Wydaje mi się, że musielibyśmy cofnąć się o kilkanaście lat wstecz, do czasów szkoły podstawowej. Za sprawą rodziców już od najmłodszych lat rozpocząłem naukę gry na instrumencie, jakim był pianino. Po około 6 latach gry, czyli w wieku 15 lat, opanowałem tę umiejętność na tyle, że nie potrzebowałem już dalej się kształcić w tej dziedzinie. Czułem jednak, że to nie jest do końca to, czym chciałbym się zajmować na stałe. Miałem marzenie wyjść z tym o krok dalej. W tym momencie poznałem kolegę, który po prostu zajawił mnie produkcją muzyczną. Przypatrywałem mu się, gdy pracował sobie w FL Studio i pomyślałem, że ja też chciałbym tak produkować muzykę. Niestety, nie wiedziałem jak zacząć. Nie byłem też pewny, czy zbyt łatwo się nie zniechęcę, bo jestem raczej człowiekiem, który ma do wszystkiego słomiany zapał. Pamiętam, że właśnie ten kolega wymienił mi listę rzeczy, które powinienem zakupić, abym mógł rozpocząć swoją przygodę z produkcją bitów. Byłem tak nakręcony tym tematem, że już następnego dnia poszły w ruch moje oszczędności i zakupiłem niezbędny sprzęt.
Czyli to był fizyczny sprzęt?
Tak. Kupiłem przede wszystkim dobry komputer. Obecnie wtyczki, a zwłaszcza te instrumentalne, posiadają bardzo wymagający interfejs graficzny pod kątem wydajności. Mocny procesor oraz duża ilość pamięci RAM to kluczowe elementy, które pomagają w swobodnej pracy przy rozbudowanych projektach. Na początku kupiłem również monitory odsłuchowe KRK Rokit G2 (obecnie mam Eve Audio SC205) oraz interfejs audio Focusrite Solo. Wystarczał mi on na początku w zupełności, gdyż nie zajmowałem się realizacją wokali. Generalnie pochodzę z okolic Białegostoku, więc swoją przygodę z produkcją muzyczną zaczynałem w zupełnie innym gatunku, a mianowicie disco polo. Pamiętam, że dość szybko złapałem pierwszą mainstreamową współpracę, co dało mi dużego kopa, żeby brnąć w to dalej. Działałem w tej branży przez kilka ładnych lat. Przyszedł jednak taki moment, w którym stwierdziłem, że nie jest to muzyka, z której czuje stuprocentową satysfakcję. Można powiedzieć, że na tamtą chwilę czułem lekkie wypalenie i miałem w planach zakończyć swoją karierę muzyczną. Stwierdziłem jednak, że dlaczego miałbym nie spróbować swoich sił w innym gatunku? Z upływem czasu zacząłem również zauważać tendencję spadkową muzyki disco polo, a ja chciałem, aby moja muzyka stawała się coraz bardziej rozpoznawalna.
A czy robiąc te discopolowe rzeczy nie kusiło Cię, żeby założyć swój zespół?
Przez pewien okres grałem po weselach z zespołem, ale w końcu stwierdziłem, że bardziej interesuje mnie docieranie do większego grona słuchaczy. Zacząłem wysyłać demówki swoich podkładów bezpośrednio do większych artystów. Najczęściej pisałem do nich bezpośrednio na Facebooku czy Instagramie. Zdarzało mi się również wysyłać jakieś maile. Pierwsza większa współpraca nastąpiła bardzo szybko, bo zaledwie po dwóch / trzech miesiącach mojej przygody z komponowaniem muzyki. W ówczesnym czasie wysłałem swoją kompozycję do zespołu Playboys, który po odsłuchaniu odezwał się do mnie, i tak stworzyliśmy razem utwór “Lejde”. W tamtym czasie wykręcił on naprawdę spore liczby.
Byłeś tak szczerze zajawiony muzyką disco polo w tamtym momencie?
Przyznam, że tak. Może wynikało to ze środowiska, w jakim się znajdowałem. Białystok jest przez wielu określany jako stolica tej muzyki. Sam też miałem w otoczeniu wielu znajomych, którzy zajmowali się tą muzyką. Byli producentami, wokalistami, czy nawet wydawcami. Stąd właśnie wzięły się w dużej mierze moje początki z disco polo, chociaż nie był to jakiś długi epizod.
Gdy już go zakończyłeś to jak to się stało, że złapałeś większe współprace już w hip-hopie?
To dość ciekawa historia. W tamtym momencie słuchałem bardzo dużo muzyki Kartkiego. Bardzo chciałem do niego dotrzeć z moimi produkcjami i średnio raz na tydzień wysyłałem mu w social mediach moje bity. Niestety, bezskutecznie. Można powiedzieć, że już byłem tym faktem na tyle załamany, iż chciałem rzucić przygodę z muzyką na stałe. Jestem po prostu osobą, która jeśli nie widzi szybko efektów, to łatwo się zniechęca. Pewnego dnia przeglądając Facebooka natrafiłem na post na fanpage’u Kartkiego, w którym napisał, że szuka nowych bitów. Podał w nim jednocześnie swój nowy adres mailowy, na który można było wysyłać swoje produkcje. Stwierdziłem, że ostatni raz dam sobie szansę i wysłałem swój najlepszy bit, jaki wtedy miałem na dysku. Co prawda Kartky mi odpisał, bo spodobał mu się bit, lecz za bardzo mu coś przypominał. Tymczasem ja w tamtym okresie byłem przeciwko używania gotowych pętli oraz samplowania, więc siedziałem godzinami, by wymyślić własną chwytliwą melodię. Trochę się zdenerwowałem, ale na pocieszenie Kartky napisał mi, że zapamięta sobie moją ksywę i będziemy w kontakcie. Parę miesięcy później postanowiłem wysłać mu kolejne bity, które finalnie znalazły się na płycie “Outside of Society”.
W sumie to jedna z moich ulubionych płyt Kartkiego.
W takim razie, miło nam to słyszeć. Moje 3 ulubione płyty Kartkiego to właśnie “Outside of Society”, “Dom na skraju niczego” oraz “Blackout”. “Shadowplay” też miał swój niepowtarzalny klimat, więc ciężko mi jest tak naprawdę wybrać topkę, bo wszystkie albumy, które sprawdzałem, bardzo mi się podobają. Nie znam jedynie tych pierwszych płyt wydawanych nielegalnie. Natomiast z tych, które znam, to potrafię wybrać conajmniej po kilka piosenek, które zapętlam do dziś.
Chciałem Cię też podpytać, czy jak wybrałeś tę ścieżkę kariery producenta muzycznego to spotkałeś się z tym, że Twoi rówieśnicy zaczęli trochę inaczej Cię postrzegać?
Na początku nie każdy o tym w ogóle wiedział, że poszedłem w tym kierunku. Zanim pojawiały się moje pierwsze sukcesy w branży muzycznej, działałem sobie w cieniu i wiedzieli o tym tylko moi najbliżsi znajomi. Pamiętam natomiast, jak wyszła płyta „Outside of Society” Kartkiego i nagli zaczęli się do mnie odzywać znajomi, z którymi nie miałem kontaktu od podstawówki. Zaczął się u mnie taki spam wiadomości na mediach społecznościowych, a ja zawsze z dystansem podchodzę do osób, które po latach odzywają się do mnie tylko dlatego, że zacząłem stawać się w jakiś sposób rozpoznawalny. Podobnie zresztą mam też z raperami, do których kiedyś wysyłałem swoje produkcje i którzy mnie olewali, bo nie miałem na swoim koncie jeszcze żadnej znaczącej współpracy. Z upływem czasu, jak zacząłem budować swoją pozycję kolejnymi placementami, nagle ci, którzy kiedyś nie raczyli nawet odczytać wiadomości, zaczęli mi już nawet odpisywać. Postanowiłem sobie, że jak odniosę sukces na taką skalę, że każdy raper mnie będzie rozpoznawał, to będę odmawiał współprac raperom, którzy kiedyś mnie olewali. Oczywiście zdarzały mi się już współprace, których z różnych powodów odmówiłem. Na przykład są to sytuacje, w których artysta prosi mnie o reprodukcję czyjegoś bitu. Ja staram się unikać takich sytuacji. Źle czułbym się w momencie, gdybym świadomie reprodukował bit mojego kolegi producenta. On też byłby zły na całą tę sytuację, bo to po prostu jest nie w porządku. Zawsze mówię innym producentom, żeby odmawiali takich zleceń, bo warto postawić się w tym momencie na miejscu producenta, którego bit miałbyś reprodukować. Przecież on też się natrudził żeby go zrobić, a Ty od tak zabierzesz mu ten placement.
Jak dostajesz propozycje takiego zlecenia to myślisz sobie, że to w sumie oszczędzanie na budżecie, bo pierwotny producent miał większe wymagania finansowe?
To w sumie najczęstszy powód zleceń reprodukcji danego bitu. Dziwi mnie to trochę, bo Ci topowi artyści naprawdę nie mają małych budżetów na płytę. Szkoda im powiedzmy trzech tysięcy na podkład, co i tak uważam, że jest kroplą w morzu biorąc pod uwage fakt, z jakich źródeł artysta czy też wytwórnia zarabia. Składają się na to w dużej mierze nośniki fizyczne czy cyfrowe. Topowi artyści często też mają różne współprace oraz sprzedają swój merch. Jeśli więc utwór wygeneruje np. sto milionów wyświetleń, to Ty jako producent masz zaledwie 0,5% – 1% tego, co utwór finalnie zarobił. Oczywiście, nie biorę tutaj pod uwagę tantiemów, tylko jednorazową zapłatę za bit z tytułu umowy o dzieło.
A czy Ty przy sprzedaży bitu zawsze zastrzegasz sobie prawo do ZAiKSu?
Tak, zgadza się. Jednak nie nazwałbym tego w ten sposób. To nie jest tak, że ja sobie zastrzegam to prawo. Prawa autorskie są niezbywalne, dlatego też każdemu ze współautorów utworu należą się tantiemy z tego tytułu. Młodzi producenci często o tym nie wiedzą i wytwórnie wykorzystują to na swoją korzyść. Narzucają swoje umowy, które są często skonstruowane w taki sposób, że autor podkładu zrzeka się na rzecz artysty/wytwórni tak naprawdę wszystkiego, co tylko możliwe w polskim prawie. Spotkałem się nawet z zapisem, gdzie autor wyraża zgodę na rozpowszechnianie i zwielokrotnianie utworu na terenie, uwaga, całego układu słonecznego. Poza tym, uważam, że cena powinna być uwarunkowana tym, na jaki projekt powędruje finalnie dana produkcja. Dlatego będę dążył do tego, aby w Polsce zaczęło istnieć coś takiego jak “success fee”, czyli wynagrodzenie zależne od sukcesu projektu. Myślę, że takie rozwiązanie byłoby korzystne dla obydwu stron. Była nawet jakiś czas temu afera między 2115, a grupą nolyrics, która dotyczyła właśnie tej kwestii. Cieszę się, że chłopaki to nagłośnili, bo niestety tak to wygląda w polskim mainstreamie. Jeśli się o tym nie mówi głośno, to daje się na to przyzwolenie. A młodym producentom często zależy na popularności i przez to psują rynek sprzedając swoje produkcje topowym artystom za np. 200 złotych.
Trochę też dzięki temu rynek sam się napędza. Producent gdzieś musi zarobić więcej, żeby potem po niższej stawce sprzedać bit raperowi, który dopiero zaczyna swoją przygodę w tej branży.
Dokładnie. Zwłaszcza, że artyści nie oszczędzają na takich rzeczach jak np. klip czy mix/mastering. Nie wiem czemu producentom najbardziej się obrywa, bo wydaje mi się, że sukces danej piosenki też w 50% zależy od podkładu muzycznego. Wiadomo, utwór z klipem jest bardziej atrakcyjny w odbiorze, ale jest też wiele przypadków utworów, które zostały wypuszczone bez klipu i zrobiły milionowe wyświetlenia. Nie umniejszam tutaj osobom, który zajmują się klipami, ale uważam, że utwór bez klipu może istnieć, ale utwór bez bitu już niekoniecznie. Nie oszukujmy się, gdyby raperzy mieli wypuszczać numery acapella, to na pewno nie byłyby aż tak słuchalne. Z jednej strony można byłoby robić z tego jakieś dramy, ale jest też druga strona medalu. Nikt nie chce sobie palić mostów. Następni artyści też raczej nie będą chcieli do Ciebie przyjść, bo będą myśleć, że jesteś jakimś aferzystą, więc nie będą chcieli sobie utrudniać życia. Tym bardziej, że na rynku jest obecnie tylu producentów, że spokojnie mogą sobie znaleźć kogoś innego. Dlatego też wielu producentów przymyka na to oko i robi swoje. Ja cieszę się, że chłopaki z nolyrics nagłośnili tę sprawę. Może dzięki temu wielu słuchaczy zobaczy, że ich idole nie są tacy święci i perfekcyjni na jakich się kreują.
A pracując już z tyloma artystami jesteś w stanie ocenić, ile takich współprac odbyło się dzięki poczcie pantoflowej? Czy może jednak ludzie zgłaszali się do Ciebie, bo słyszeli Twoje bity?
Byli na pewno ludzie, którzy dowiedzieli się o mnie przez znajomych muzyków, ale tak naprawdę to z 70% moich współprac odbyło się dzięki mojej inicjatywie. To ja pisałem na Facebooku, Instagramie, czy podsyłałem konkretne bity na maila. To nie były nawet paczki bitów, bo przez to, że moje bity wrzucam na dropboxa, a tam każdemu wyświetla się ile osób ma do nich dostęp, to nie jestem ich fanem. Już nie raz miałem sytuacje, że raper dowiedział się, że już ktoś inny przed nim słyszał dany bit, więc on go już nie chce. To wydaje się dość zabawne, ale naprawdę zdarzają się takie sytuacje. Staram się więc ich unikać, bo z takiego błahego powodu może zniknąć okazja na fajną współpracę.
Wydaje mi się, że te osoby widząc, że wysłałeś tę paczkę też komuś innemu, to już nie czują się takie wyjątkowe. To podobnie jak ludzie wysyłają mi np. swoje demówki na maila. Gdy widzę, że mój adres e-mail jest tylko w UDW, a całość napisana jest niepersonalnie, to od razu wyrzucam takiego maila do kosza.
Myślę, że masz racje. Młodzi artyści często sobie tak palą mosty, bo np. wysyłają jednego maila do paru dużych wytwórni na raz. Chcą złapać kilka srok za ogon jednocześnie, więc finalnie nikt się do nich nie odzywa. Ja mam podobnie, gdy nieznani producenci wysyłają mi swoje sample czy melodie, ale widzę, że nie jestem jedynym odbiorcą maila. To samo tyczy się wiadomości na zasadzie kopiuj wklej. Takie rzeczy od razu trafiają u mnie do kosza.
Chciałem Cię też zapytać, czy pracując z artystami, których muzyki sam słuchasz na co dzień, jesteś w stanie rozgraniczyć sympatię do artysty względem jakości utworu, który tworzycie?
Tak. Np. z Kartkym jestem już na takiej stopie koleżeńskiej, że gdy coś mi się nie podoba, to mu po prostu o tym mówię. Czasami nawet informuje go, że ja bym danego utworu wcale nie dawał na płytę. Podobnie jest z utworami, które mi się podobają. Zawsze mówię mu szczerze, że coś jest fajne lub może być potencjalnym hitem. Rozgraniczam swoje prywatne relacje z Kubą od spraw muzycznych, bo zarówno mi jak i jemu zależy, żeby wypuścić jak najbardziej jakościowy materiał. To działa w dwie strony. Wysyłając Kubie bit też zdarzy się, że mi napisze coś w rodzaju “te brzmienie to bym zmienił, bo brzmi tandetnie” i ja się o takie coś nie obrażam. Konstruktywna krytyka jest ważna. Pracujemy dla dobra ogółu, i nawet jak Kartky wysyła mi swoją prewkę utworu zrobionego z innym producentem, to też zawsze staram się mu szczerze doradzić. Wiem, że Kuba szanuje to, że nie jestem zawistny i zawsze doradzam mu prosto z serca. Podobne mam z innymi producentami muzycznymi, z którymi wysyłamy sobie bity do odsłuchu, żeby dowiedzieć się, czy np. im by się taki bit spodobał. Często nawet gdy usłysze dobry bit, to nie mam problemu przesłać go do konkretnego artysty, z którym się akurat znam. Jeśli i on się zajara tym bitem to łączę takich artystów ze sobą. Niektóre utwory powstały z mojej inicjatywy, bo zdecydowałem się przesłać dany bit dalej. Dzięki mnie powstał m.in. utwór “Miłość bez ść” Kartiego z producentem Bugim, bo inaczej Panowie mogliby się w ogóle nie przeciąć. Wiem, że niektórzy producenci mają problem z polecaniem bitów swoich kolegów po fachu. Ja mam jednak podejście, że nic z tego tytułu nie tracę, a zyskuję dodatkowo nowe kontakty. Być może kiedyś sytuacja się odwróci i to ja będę potrzebował, żeby ktoś przesłał mój bit do jakiegoś artysty. Warto sobie budować takie koneksje, ale też trzeba być w tym ostrożnym, bo ta branża bywa naprawdę okrutna.
A czy np. robiąc taki numer jak “Disney” Kizo usłyszałeś kiedyś, że się sprzedałeś? Jednak w większości tworzysz numery z artystami typu Filipek, Kartky czy Śliwa i jest to trochę inne środowisko muzyczne.
Nie ma chyba na świecie osoby, która nie doświadczyła w życiu jakiegoś hejterskiego komentarza. Miałem jednak takich komentarzy chyba na tyle mało, że raczej ich nie odczułem. Wydaje mi się, że to też dlatego, że ten numer miał mieć z założenia taki letni, przyjemny vibe i po prostu łączyć wszystkie pokolenia. Słuchały tego dzieci, osoby starsze, czy trueschoolowe głowy, bo ten numer bardzo się ludziom wkręcał. Nikt nie patrzył, czy to hip-hopolo, czy nie, bo każdy się przy tym dobrze bawił.
Natomiast bit do tego numeru robiłeś z Sergiuszem. Jak powstaje taka kooperacja dwóch producentów?
Zazwyczaj polega to na tym, że jeden producent wysyła sampel melodii drugiemu producentowi. Ten nadaje temu cały koncept charakterem brzmieniowym oraz dokłada bębny i aranżuje cały utwór. Często jest tak, że ja słyszałbym pod ten sampel np. bębny afrotrapowe, a drugi producent spojrzy na to z innej perspektywy i zaskoczy mnie swoim nietuzinkowym pomysłem. Dlatego uważam, że takie kooperacje rozwijają naszą kreatywność. Nie da się też w takich przypadkach podzielić zakresu obowiązków po równo, bo ten, który tworzy perkusję, musi jeszcze ten numer jakoś zaaranżować, podmiksować itd. Podsumowując jednak wszystkie te składowe, to są one na tyle równowartościowe, że raczej nie ma kłótni o to, kto zrobił przy bicie więcej. Podział jest zawsze 50/50, choć przyznam, że spotkałem się z taką sytuacją, że jeden producent stwierdził, że jemu należy się większy procent z utworu, bo to on robił aranż czy renderował ścieżki. Dla mnie osobiście jest to absurdalne, bo wyrenderowanie ścieżek to jedno kliknięcie myszki. Szczerze mówiąc, to wiele różnych sytuacji w tej branży już widziałem i chyba nic już mnie nie zaskoczy.
Koniec końców wymyślenie takiej melodii, która będzie chwytliwa, to również jest sztuka.
Zgadzam się z tym w stu procentach, dlatego nigdy nie powinno się mówić o nierównym podziale procentowym. Zwłaszcza, jeśli producent komponuje melodię od zera, co również jest czasochłonne. Uważam, że wszystko co jest tworem ludzkiego intelektu, trzeba po prostu doceniać. Stworzenie pętli, która będzie chwytliwa i nie będzie do niczego innego podobna, to wielka sztuka. Dlatego zarówno producent układający perkusję, jak i ten, który komponuje melodię, powinni być tak samo docenieni.
Jako, że słuchasz też polskiego rapu to chciałbym Cię zapytać, czy mógłbyś polecić jakiegoś mniej znanego rapera, którego warto obserwować?
Na pewno jedną z tych ksywek byłby Karol Krupiak, który jest w wytwórni ou7side. Wiele osób zarzuca mu, że kopiuje on stylówkę Kartkiego i może w tych pierwszych numerach faktycznie było to słychać. Jednak numery, które ostatnio nagraliśmy i które wyjdą za jakiś czas, to naprawdę poziom wyżej Karola i znalezienie przez niego własnego stylu. Chciałbym też wspomnieć o Inee, czyli bardzo sympatycznej i utalentowanej postaci, z którą zrobiłem ostatnio kilka numerów. Może będzie to trochę infantylne stwierdzenie, ale powiedziałbym, że jest ona trochę taką damską wersją Gibbsa. Moim zdaniem brakuje na polskiej scenie rapowej takiej typowo kobiecej postaci, która tak dobrze potrafiłaby się odnaleźć w tym, co robi. Patrząc, jak jej kolejne numery stają się viralem i to, że została nominowana do Odkrycia Roku w Popkillerach, to tylko kwestia czasu, kiedy wszyscy o niej usłyszą. Zwłaszcza, że jej melodie w refrenach są mega chwytliwe i mają taki sam pierwiastek hitowości jak utwory GIbbsa. Stąd wzięło się moje porównanie. Ksywką wartą uwagi jest też niejaki Dzony, który podpisał ostatnio kontrakt z Warnerem.
To jeszcze ostatnie pytanie na koniec. Jakie jest Twoje aktualnie największe marzenie?
Z takich prywatnych to na pewno chciałabym zwiedzić jeszcze trochę świata. W pierwszej kolejności jest np. Islandia. Jestem ciekawy tego klimatu, wulkanów, zorzy polarnej i wielu innych zjawisk. W planach na ten rok mam też wylot do Stanów Zjednoczonych i umówienie się na sesję w studio z kilkoma amerykańskimi artystami, z którymi udało mi się ostatnio nawiązać kontakt. Jeśli chodzi o takie stricte muzyczne marzenia, to takim numerem jeden jest zrobić wspólny numer z PLK z Francji, a także ze Sfera Ebbasta z Włoch. Z Polski chyba na chwilę obecną nie ma takiego artysty, którym aż tak bardzo bym się jarał, że chciałbym z nim koniecznie coś zrobić. Oczywiście są polscy artyści, których doceniam i z którymi jeszcze nie współpracowałem. Powiedziałbym jednak, że są to bardziej cele niż marzenia na najbliższy czas, bo ciągle klarują się nowe możliwości.
IG: @lesny2nite
FB: lesny.music