Produkował numery m.in. dla Szpaka, Qrego, Margaret czy Inee, lecz jak sam przyznaje, większość utworów stworzył dla artystów muzyki popowej. O nauce gry na perkusji, wykorzystaniu sztucznej inteligencji w muzyce czy znajomości z Rip Scottym opowiedział mi Leeo. Zapraszam.
Wyczytałem w internecie, że Rip Scotty swoja pierwszą pracę miał na budowie. Pamiętasz, gdzie Ty złapałeś swoją?
Niestety nie, choć na pewno jakieś budowy również mi się przewinęły. Pamiętam natomiast moją najgorsza pracę, którą było koszenie działek. Zorganizował mi ją kolega, a ja myślałem, że będzie to koszenie małych ogródków działkowych. Jak się później okazało, było to koszenie działek miejskich, gdzie musiałem biegać z kosiarką po największym skrzyżowaniu w mieście. Była to taka dorywcza rzecz i choć można by pomyśleć, że to głupie, to na pewno bardzo uczy życia. Z takiej bardziej aktualnych rzeczy to pamiętam, że gdy przeprowadziłem się do Warszawy to przez jakiś czas pracowałem na Uberze.
A pierwszy muzyczny job?
Ja tak naprawdę bardzo dużo grałem na różnych instrumentach. Zacząłem od gitary, a potem grałem na perkusji, na której byłem zawodowym muzykiem przez długi czas. Dużo się tego przewinęło, a w ogóle na samym początku to grałem w punkowych zespołach i w różnych dziwnych projektach. Później doszło koncertowanie w restauracjach, na eventach, a nawet na weselach, gdzie byłem na zastępstwo i mogłem spróbować swoich sił. Jednak nie pamiętam dokładnie pierwszego występu. Chyba był to koncert z Bezczelem i właśnie od tego momentu zacząłem zarabiać jako muzyk.
To jest też trochę taka pułapka, że łatwo się zatrzymać w miejscu, w którym jest Ci wygodnie pod względem materialnym i niestety zaczynasz zaniedbywać inne rzeczy.
A jak Ci się udało tam wkręcić?
Współpracę zaczęliśmy tak, że ja kiedyś grałem na perkusji z raperami z Białegostoku, ponieważ byli to moi koledzy z klasy. Mieliśmy jakieś tam studio i tworzyliśmy razem muzykę. Naturalnie zaczęliśmy również grać razem koncerty. Po którymś z nich jeden z członków zespołu Fabuła podszedł do mnie i zaproponował, żebyśmy razem pograli. Później jakoś trafiłem też do Bezczela i razem z nim odbyłem trzy trasy koncertowe.
Czyli Ty w sumie masz dużą przeprawę z bycia takim muzykiem sesyjnym.
Nie wiem, czy tak do końca sesyjnym, chociaż z takim zamiarem wyjechałem do Warszawy. Później poszedłem do Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie na Wydział Jazzu, żeby kształcić się właśnie tym kierunku i grać koncerty jako muzyk sesyjny. Jednak życie potoczyło się tak, że równolegle zacząłem produkować muzykę i o wiele bardziej mnie to zainteresowało. Granie na bębnach na scenie przestało mi wystarczać. Zawsze trochę bardziej chciałem uczestniczyć w procesie twórczym i mieć większy wpływ na to, co robię. Postanowiłem więc, że się przebranżowię. Kiedyś miałem nawet pomysł zrobienia płyty, gdzie łączę granie na bębnach z produkcją muzyki. Jednak, gdy trochę się poduczyłem produkcji, to chciałem ją potem robić z kimś innym itp. Wszystko szło w tę stronę i naturalnie przyszło mi produkowanie czy pisanie numerów.
A jak np. rodzice podchodzili do Twojej pasji? Od dzieciaka chciałeś iść w muzykę?
U mnie pojawiło się to około 13-go roku życia, lecz w moim domu nigdy wcześniej nie było żadnego muzyka lub nawet jakieś powiązania z muzyką. Na początku dla moich rodziców było to dość abstrakcyjne. Nie dostrzegali, że można to robić zawodowo, utrzymywać się z tego oraz prowadzić satysfakcjonujące życie. Jednak zawsze mnie wspierali i nigdy nie było tak, że chcieli, żebym poszedł inną drogą. W pewnym momencie zrozumieli, że jestem na tyle poważnie zainteresowany muzyką, że na pewno zwiążę z tym swoje dorosłe życie. Przełomowym momentem było dla nich pojawienie się pierwszych większych pieniędzy właśnie z muzyki. Natomiast zawsze rozumiałem ich stanowisko, bo dla osób pracujących na etacie w tradycyjnych ścieżkach zawodowych abstrakcyjne może być to, że zarabia się grając koncerty czy robiąc muzykę na komputerze. Pomimo to zawsze mnie wspierali, a przede wszystkim nie blokowali. Nie było też nigdy ciśnienia, że muszę iść na studia. Poszedłem na uczelnię muzyczną, ponieważ sam tego chciałem.
Pierwsze pieniądze to było też granie na weselach, o których wspomniałeś?
Właśnie nie. Pierwsze pieniądze pojawiły się, gdy grałem koncerty z raperami. Wesela to była trochę inna bajka, choć ja akurat trafiłem na fajny band i dobrych ludzi, więc dobrze nam się grało. Ogólnie dobrze wspominam ten epizod, lecz jest to trochę coś, co obrzydza Ci robienie muzyki. Na dłuższą metę nie wyobrażam sobie tego ciągnąć. Z reguły nie grałem discopolowych eventów, lecz zdarzyło mi się kilka razy pojechać na muzycznego joba, gdzie na miejscu okazywało się, że mamy jednak grać utwory disco polo. Takie granie było jednocześnie zniechęcające, ale w pewnym sensie także motywujące. To jest trochę tak, że robisz to, co kochasz, ale nie do końca. Grasz muzykę, ale taką, która nie za bardzo Cię jara. Motywuje Cię to jednak do robienia swoich rzeczy i czucia się spełnionym także artystycznie, a nie tylko finansowo. To jest też trochę taka pułapka, że łatwo się zatrzymać w miejscu, w którym jest Ci wygodnie pod względem materialnym i niestety zaczynasz zaniedbywać inne rzeczy. Finalnie utykasz w tych weselach na stałe, a nie wiem, czy to do końca jest dobre. Z drugiej strony, niektórzy świetnie się w tym odnajdują, więc myślę, że po prostu każdy musi znaleźć swoją drogę.
A miałeś wsparcie rówieśników, jeśli chodzi o Twoją zajawkę do muzyki?
Myślę, że tak, bo ja zawsze też otaczałem się ludźmi, którzy byli związani z muzyką lub z tworzeniem video. Większość moich znajomych robiło to samo, więc raczej się nawzajem wspieraliśmy, niż podcinaliśmy sobie skrzydła. Wielu z nich udało się także wejść na profesjonalny rynek.
Wśród tych znajomych był także Rip Scotty, czy poznaliście się później?
Z Patrykiem poznaliśmy się przez wspólnych znajomych, ponieważ w wieku 13-14 lat mieszkaliśmy na tym samym osiedlu. Ja wtedy grałem w jakiś punkowych zespołach, a Patryk zajmował się śpiewaniem. W pewnym momencie postanowiliśmy założyć szalony zespół o nazwie Handjob, w którym graliśmy alternatywno-rockowo-pop-punkową muzykę. Gdy zespół się rozpadł, to każdy poszedł w swoją stronę i mieliśmy z sobą znacznie mniejszy kontakt. W pewnym momencie się jednak zgadaliśmy i postanowiliśmy wspólnie przeprowadzić się z Białegostoku do Warszawy. Zamieszkaliśmy razem z założeniem, że skupimy się wtedy na produkcji muzyki. I tak też się stało. Przez 3-4 lata wspólnego mieszkania robiliśmy muzykę w każdej wolnej chwili.
Finalnie do GuGu weszliście jako duet rapera z producentem, a nieczęsto się to zdarza.
Tak, to prawda. Raczej do wytwórni wchodzi raper, a producent po prostu robi z nim całą płytę. My jednak od początku byliśmy w tym razem i całą płytę stworzyliśmy wspólnie w naszym mieszkaniu. Dzieliliśmy się pracą, więc Patryk miał też duży wpływ na bity, a ja na teksty.
I od początku tworzyliście hip-hop?
My się w sumie nigdy nie zastanawialiśmy nad tym, w jakim gatunku będziemy robić muzykę, bo nie chcieliśmy się zamykać w żadnych ramach. Robiliśmy numery, które akurat czuliśmy. Finalnie oprócz hip-hopu zrobiliśmy także dużo muzyki popowej. Zresztą, do dziś robimy różne rzeczy dla innych artystów. Piszemy popowe piosenki, ale też nie obce nam są inne gatunki muzyczne. Nie było więc tak, że jesteśmy raperami i teraz będziemy tworzyć hip-hop. Może to w przyszłości skręcić w zupełnie inną stronę, bo nasza droga jest trochę inna niż większości ludzi związanych z hip-hopowym środowiskiem. Patryk zaczynał jako wokalista, był w The Voice of Poland, a wcześniej kończył szkołę muzyczną w Nysie na wydziale jazzu. My jakoś tak od zawsze się ocieraliśmy o różne gatunki i nie zastanawialiśmy się głębiej w jakim gatunku akurat tworzymy.
Możesz przybliżyć ten temat pisania numerów dla innych artystów? Jak to u Was wygląda?
Takie utwory tworzymy np. dla uczestników The Voice of Poland czy Youtuberów. Najwięcej jednak wyprodukowaliśmy ich dla artystów muzyki popowej i zawsze są to bardzo fajne procesy. Forma tworzenia takiego utworu zależy od tego z kim pracujemy, ponieważ każdy jest inny. W moim przypadku ten proces wygląda tak, że spotykamy się z artystą lub wykonawcą danego utworu, rozmawiamy o danej produkcji, a potem wspólnie pracujemy nad nią w studiu. Rzadko zdarza się, że robimy gotowce, chociaż czasami tak się dzieje, gdy ludzie nie chcą ingerować w proces twórczy. Nie ma tu ściśle określonych ram, jak ma dokładnie przebiegać taki proces, ponieważ praca z każdym jest inna. Czasami wygląda to tak, że piszemy tekst z pewnym songwriterem i artystą, czasami tekst jest już wcześniej przygotowany, a my dokonujemy tylko poprawek, a następnie nagrywamy utwór. Rodzaj naszej ingerencji w utwór zależy od tego, co dostajemy na starcie. Ja natomiast zdecydowanie wolę pracować w teamach i face to face w studiu. Ta forma jest o wiele bardziej organiczna, możemy się nawzajem inspirować, a sama radość z tworzenia muzyki jest wtedy większa. Zdarza mi się też wysyłać paczki bitów i pracować w ten sposób, ale zazwyczaj dotyczy to tylko współpracy z raperami. Na co dzień jednak pracuję głównie z wokalistami i twórcami poza rapowymi. Z raperami miałem tak naprawdę tylko kilka sesji w studiu.
Wspomniałeś, że pomagałeś przy tekstach, ale np. w utworze Origami także rapujesz. Nie myślałeś, żeby pójść bardziej w tym kierunku?
Na razie skupiam się na rzeczach bardziej produkcyjnych i songwriterskich. Jednak nie mówię nie i może w niedalekiej przyszłości coś takiego będzie. Czas pokaże.
Chciałem Cię też w ogóle podpytać o pasję do gier komputerowych. W swojej zwrotce w utworze “Origami” wymieniasz postać Caitlyn z gry League of Legends. Dobrze znasz to uniwersum?
Kiedyś miałem zajawkę na gry komputerowe, ale teraz kompletnie nie mam na to czasu. Jedyną grą, w którą się obecnie angażuję, jest partia Fify ze znajomymi w studio, i to jest jedyna moja aktywność związana z grami. Kiedyś miałem więcej czasu na granie, ale nigdy nie byłem totalnie w to wkręcony i nie spędzałem np. 12 godzin przed komputerem.
To ciekawe, bo wielu producentów jednak za nastolatka dużo czasu spędzali przed komputerem, co później przeradzało się w pasję do produkcji muzycznej.
U mnie było też trochę inaczej, bo jako pierwszy był instrument, a nie komputer. Produkować zacząłem później i nigdy wcześniej nie miałem styczności z FL Studio i układaniem w nim klocków. Każda droga jest dobra, jeśli osiągasz zamierzony efekt.
A jak wyglądała Twoja nauka gry na instrumencie?
Na początku przez jakiś czas brałem prywatne lekcje gry na gitarze. Potem jednak przerzuciłem się na grę na perkusji i z niej również chodziłem na lekcje indywidualne. Następnie zacząłem uczestniczyć w warsztatach muzycznych w różnych miejscach w Polsce, aby się rozwijać. Na szczęście ominęła mnie muzyczna szkoła pierwszego i drugiego stopnia. Udało mi się to przeskoczyć i dopiero jako dorosły człowiek postanowiłem udać się do szkoły muzycznej, aby się dokształcić. Byłem na perkusji w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie na Wydziale Jazzu, ale finalnie zrezygnowałem na trzecim roku, ponieważ nie miałem już na to czasu.
Widziałem też dużo generatorów utworów, które wypluwają Ci gotowe stemy. Ludzie zaczynają normalnie z tego korzystać i dla mnie jest to jak najbardziej ok. Nie ma co się temu opierać, bo finalnie i tak każdego to dosięgnie prędzej czy później.
Chyba wiem, dlaczego mówisz, że “na szczęście” ominęły Cię te pierwsze stopnie szkoły muzycznej. Niestety, polskie szkolnictwo, także muzyczne, nie jest zbyt dostosowane do naszych czasów.
Zdecydowanie. Uważam, że polskie szkolnictwo muzyczne ma dość archaiczne podejście i często problemem jest to, że niestety te szkoły tłumią pasję do muzyki. Ludzie tworzą, grają i uczą się utworów, których wcale nie czują. Przez to wypala się zajawka. Oczywiście, można się przez to przebić i ukończyć szkołę muzyczną, być świetnym muzykiem i czerpać z tego radość. Każda droga jest w porządku, ale uważam, że system jest przestarzały i powinien ulec pewnym zmianom. Szczególnie dlatego, że nie ma w Polsce takiej szkoły stricte muzyki rozrywkowej, poza Wydziałem Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Katowicach. Jednak tam też na pierwszym i drugim stopniu uczysz się głównie klasyki i trudno jest stamtąd wynieść coś przydatnego w obecnej muzyce rozrywkowej.
Ciekawe jest to, że mamy 2023 rok i muzyka tak bardzo poszła do przodu – pojawiły się komputery i ich wszechstronne zastosowanie, a finalnie jak chcesz kończyć szkołę muzyczną to i tak przez dwa lata uczysz się klasyki.
To prawda. Myślę natomiast, że działa to na wielu płaszczyznach, nie tylko edukacji muzycznej, ale też edukacji ogólnej. Wydaje mi się, że tej zmiany systemowej pewnie nie przeskoczymy jeszcze przez najbliższy czas. Nie wymagajmy więc, żeby uczelnie muzyczne zaczęły wprowadzać jakieś zmiany, bo tutaj naprawdę trzeba zacząć od ogółu i samych podstaw edukacji. Dodatkowo jakiś czas temu zrobiło się głośno o wykorzystywaniu sztucznej inteligencji na różne kreatywne sposoby i to na pewno za jakiś czas będzie miało mocny wpływ też na sferę edukacji młodzieży.
A sam używasz sztucznej inteligencji np. do tworzenia muzyki?
Zdecydowanie tak. Jest kilka programów jak, których gdzieś tam staram się używać, ale też ogólnie jestem mocno wkręcony w temat. Wiele z tych programów muzycznych ogarnia jedynie jakieś podstawowe kwestie, bo po prostu są to jeszcze wersje beta. Patrząc natomiast perspektywicznie, to za 5-6 lat może to robić już całkiem duże rzeczy, i to wtedy tak naprawdę zrobi się z tego poważny temat. Nie wiem w którym kierunku to pójdzie, ale mam nadzieję, że nie będziemy bezrobotni za 10 lat.
Jak zatem obecnie wykorzystujesz te programy?
Testuję sobie różne rozwiązania, ale np. kompletnie nie używam wszechobecnego Chatu GPT, gdyż ta wersja ogólnodostępna jeszcze się trochę gubi w tych muzycznych rzeczach. Wiadomo, to też zależy od tego co jej tam wpiszesz, ale myślę, że i tak na razie nie funkcjonuje to najlepiej. Ostatnio natomiast testowałem aplikację MelodyStudio do pisania toplinów, w której wklepujesz harmonię i piszesz tekst, a ona ci wypluwa kilka wersji linii melodycznych. Nie jest to może docelowa linia melodyczna, której użyłbym w utworze, lecz na pewno można z tego wyciągnąć masę inspiracji. Jeśli chcesz sobie odświeżyć głowę, bo zapętliłeś się w jakiś pomysłach, to czemu nie korzystać z takich narzędzi jak właśnie MelodyStudio. Wydaje mi się, że aktualnie tylko w taki sposób można z tego korzystać. Widziałem też dużo generatorów utworów, które wypluwają Ci gotowe stemy. Ludzie zaczynają normalnie z tego korzystać i dla mnie jest to jak najbardziej ok. Nie ma co się temu opierać, bo finalnie i tak każdego to dosięgnie prędzej czy później.
Myślę, że jeszcze wielu ludzi nie jest świadomych, jak sztuczna inteligencja, nawet aktualnie, na wszystko wpływa.
To na pewno, a uważam, że w perspektywie 15-20 lat zmieni nam ona bardzo dużo dziedzin życia. Nie wiem natomiast, czy jest jakieś inne wyjście z tej sytuacji, bo skoro to się już tak bardzo rozwinęło, to nie wydaje mi się, żebyśmy byli w stanie przed tym uciec. Lepiej chyba po prostu zacząć się przystosowywać i korzystać z nowych narzędzi. Wiadomo, muzyka to nie jest tylko liczenie, cyferki itd., ale przede wszystkim emocje. Coś, czego jak do tej pory AI nie jest w stanie wymyślić. Jako muzycy chyba jak na razie jesteśmy bezpieczni, ale na pewno trzeba szybko robić karierę.
Sztuczna inteligencja też na pewno nie zastąpi grania koncertów. To jednak kontakt z drugim człowiekiem.
Tak, chociaż już są takie roboty, które możesz zaprogramować do grania na bębnach tak, żeby miały różną artykulacje itp. więc nie jesteś w stanie odróżnić, czy gra to człowiek czy nie. Koncert to niby jeszcze coś innego, ale myślę, że to zależy też od tego, na ile odbiorca jest wymagający i faktycznie potrzebuje tych koncertów live. Aktualnie wiele dużych koncertów, np. na festiwalach hip-hopowych, odbywa się na zasadzie odtwarzania podkładów z konsoli i dośpiewywania czy dorapowywania do nich na żywo. Czy to źle? Szczerze mówiąc, nie wiem. Jeżeli jest na to odbiorca, to super. Aktualnie nie widzimy tylu live bandów na scenach, bo o wiele mniej słuchaczy nastawiona jest na zmienione aranżacje czy energię żywych instrumentów. Ludzie jednak wolą usłyszeć swoje ulubione utwory w takiej formie, w jakiej słuchali ich na słuchawkach. Jeżeli obie strony są z tym ok, a artysta chce to wykonywać w taki sposób, to ciężko mieć coś przeciwko.
Kończąc naszą rozmowę chciałbym Ci zadać jeszcze jedno pytanie. Jakie jest Twoje aktualnie największe marzenie?
Na pewno chciałbym zrobić coś w końcu ze swoim autorskim materiałem i głównie to na nim się skupić. Wróciłbym także do koncertowania, bo trochę mi tego brakuje ostatnimi czasy. Ostatnio strasznie zawaliłem się zleceniami i naprawdę marzę o tym, żeby przestawić się na tworzenie autorskiej muzyki. Miałem w ogóle plan zrobić ją w miarę sprawnie, a dłubie w niej już parę miesięcy, bo zawsze wpada coś innego. Mam też za dużo projektów, które finalnie skończyły w szufladzie, więc postanowiłem jakiś czas temu, że pora zacząć pracować bardziej na siebie. Nie robić wszystkiego songwritersko i z zaplecza, tylko zacząć to sygnować swoją ksywą. Mam nadzieje, że uda mi się to jeszcze w tym roku, a jak nie, to w przyszłym już na pewno.