Nie można powiedzieć, że dochodzący do kresu swej wędrówki rok 2013 zawiódł miłośników progresywnego grania. Kalendarz, którego kartki powoli się już kończą, obfitował w liczne wydawnictwa. Jedne były przeciętne, inne po prostu dobre, ale znalazło się też parę perełek, o których będzie głośno jeszcze przez długi czas.
Zewsząd bombardowani jesteśmy wszelakiego rodzaju rocznymi podsumowaniami, które za zadanie mają wyciągnąć to, co minione 365 dni przyniosło najlepszego (a czasem najgorszego). Poniżej prezentuję listę progrockowych albumów, które, moim zdaniem, zasługują na miano najlepszych muzycznych dzieł roku 2013.
Big Big Train – English Electric: Full Power
“English Electric: Full Power” to kompilacja dwóch, tworzących spójną całość albumów “English Electric (Part One)” i “English Electric (Part Two)”. Pierwszy z nich został wydany w 2012 i spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem przez progrockowy światek. Druga część natomiast nosi na okładce rok 2013 i jest pod wszelkimi aspektami pełnoprawną kontynuacją znakomitej poprzedniczki. Jednak dopiero przesłuchanie obu wydawnictw, które zostały zmiksowane tak, aby tworzyły całość (wraz z dodatkowymi, wcześniej nie publikowanymi utworami), pozwala doświadczyć na własnej skórze muzycznego kunsztu wylewającego się z każdego kolejnego utworu. “English Electric: Full Power” to płyta, do której będzie się zawsze wracać i nigdy się nie znudzi. Według mnie zasługuje on na miano albumu roku.
Ayreon – The Theory Of Everything
Nie zdarzyło się jeszcze ani razu, aby holenderski progrockowy maestro Arjen Anthony Lucassen kiedykolwiek zawiódł. Praktycznie stał się on już pewnego rodzaju ikoną, która kojarzy się zawsze z świetną produkcją, kompleksowością tekstów i znakomitymi aranżami, których po prostu nie sposób podrobić. Rockowa opera, której wyczerpującą recenzję można znaleźć w naszym serwisie, jest bez wątpienia jedną z najlepszych płyt roku 2013.
Steven Wilson – The Raven That Refused to Sing
O tej płycie można rozprawiać bez końca. Trzeci solowy album progrockowego boga, którym bez wątpienia jest Steven Wilson, dosłownie wciska w fotel. Każdy utwór, który się na nim znajduje to osobna historia wyjęta żywcem z dzieł E. A. Poego, Lovecrafta czy Arthura Machena. Nie sposób znaleźć tutaj słabe momenty. Jest to muzyczna uczta, która mogłaby nigdy nie mieć końca.
Dream Theater – Dream Theater
Lista ta nie mogłaby się obyć bez choćby najmniejszego napomknięcia o nowym albumie progmetalowych tytanów. Nie jest to może dzieło, które dorasta do pięt wcześniejszym dokonaniom amerykańskiego zespołu, ale stanowi ciekawą pozycję w jego dyskografii. “Dream Theater” to pierwszy album, na którym nowy perkusista grupy – Mike Mangini – wreszcie mógł wszystkim w pełni pokazać, że doskonale wypełnia lukę po Mike’u Portnoy’u. Album wypełniony jest wszystkim tym, w czym Dream Theater jest najlepszy. Są tu nie mające końca zmiany tempa, wirtuozerskie solówki oraz ciekawe (szczególnie w zamykającym płytę utworze “Illumination Theory”) aranże. Nareszcie można się bez problemu wsłuchać w bas (będący ostatnimi czasy zagłuszany przez inne instrumenty), którym z chirurgiczną precyzją operuje John Myung. Co ciekawe, promujący album singiel The Enemy Inside został nominowany do nagrody Grammy w kategorii “najlepszy utwór metalowy”. Teraz pozostało tylko trzymać kciuki.
Haken – The Mountain
Kolejna płyta, której recenzję znajdziecie w naszym serwisie. “The Mountain” to album, od którego nie można się wręcz oderwać. Wibruje czystą, progrockową energią, która przepełnia słuchacza jeszcze długo po tym, jak zabrzmi ostatnia nuta. Haken to zespół, który w przyszłości na pewno jeszcze sporo namiesza na scenie muzycznej.
Rok 2013 obfitował również w wiele ciekawych albumów live. Należałoby tu nadmienić takie wydawnictwa jak Anathema “Untouchable”, Steve Hackett “Genesis Revisited: Live at Hammersmith”, Pendragon “Out of Order Comes Chaos” czy Devin Townsend “The Retinal Circus”.