Na początku grudnia internet obiegła informacja, że polscy producenci muzyczni wyprodukowali utwór na nową płytę Kanyego Westa. Jednym z nich był Hubi, który opowiedział mi trochę więcej o tej niecodziennej współpracy, ale także o swoim wejściu na rynek muzyczny, utrzymywaniu się z pasji, czy wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Zapraszam do lektury.
Ostatnio głośno zrobiło się o Tobie w kontekście współpracy z Kanyem Westem. Odczułeś jakiś wzrost popularności?
Muszę przyznać, że faktycznie popularność w tym okresie bardzo mi podskoczyła. Pracujemy razem z Shadowem i odezwało się do nas naprawdę wiele osób z gratulacjami, za co też dziękujemy. Oczywiście, otrzymaliśmy także gratulacje od osób, które wcześniej nam nigdy nie odpisywały. Odzew ogólnie był duży, media też zrobiły swoje, ale myślę, że zasłużenie, bo dokonaliśmy naprawdę dużej rzeczy.
Cieszy mnie Twój sukces, bo już naprawdę długo na niego pracujesz. Pamiętam Twoje pierwsze numery jak np. „Incepcja” z Żabsonem.
Ostatnio nawet robiłem przegląd swoich starych numerów i w sumie robię muzykę już około 6/7 lat. Ciężko mi stwierdzić ile dokładnie, ale teraz mam 25 lat, a zaczynałem przed maturą.
Wcześniej nie miałeś kontaktu z tworzeniem muzyki? Aż ciężko mi uwierzyć.
Totalnie nie. W gimnazjum może mialem jedno podejście, ściągnąłem wtedy FL Studio z jakimś gotowym projektem Martina Garrixa, ale dosłownie po 40 minutach go odinstalowałem, bo stwierdziłem, że to nie dla mnie. Wtedy moją główną zajawką była grafika i montaż video. Taką poważniejszą, drugą próbę, podjąłem w okolicach matury. Zamiast się uczyć to zacząłem sobie robić muzykę. Aktualnie też pracuję w FL Studio, ale jestem na etapie chęci do nauki Abletona, podpatruję jak Shdow na nim pracuje i widzę, że ma o wiele więcej możliwości. Bardzo mnie to zachęca, aczkolwiek nie mogę się za tę naukę zabrać. Już od tylu lat używam FL-a i mam go w małym palcu, że frustruje mnie, gdy nie umiem zrobić jakiś podstaw w Abletonie.
Ok, ale czekaj. Mówisz, że zaczynałeś robić muzykę w okolicach pisania matury, a przecież „Incepcję” z Żabsonem wydałeś pod koniec 2017 roku. Dość szybko wskoczył Ci duży gracz, choć wiadomo, że Żabson też wtedy nie był aż tak popularny.
Z nim to akurat była taka sytuacja, że jakoś w liceum były u mnie w mieście organizowane różne imprezy. Ja robiłem grafikę biletową na wydarzenie, na którym miał być Żaba i ziomek wkręcił mnie na backstage. Nie było tam za dużo osób, więc pogadałem z nim chwilę i dodaliśmy się na Facebooku. Jakoś krótko po tym wydarzeniu zacząłem robić muzykę i nie minęły 2-3 miesiące, a ja już wysłałem moją paczkę bitów właśnie do Żabsona. Nie uważam, że był to dobry pomysł wysyłać swoje rzeczy tak szybko, ale finalnie wyszło tak, że Żabson zajarał się jednym bitem i zaprosił mnie do Warszawy, żebyśmy zaaranżowali całość razem. Finalnie zrobiliśmy jeszcze numer “Bingo” i ot cała historia mojej, tak naprawdę, drugiej muzycznej współpracy. Drugiej, ponieważ chwilę wcześniej PlanBe na Facebooku wrzucił posta, żeby wysyłać mu bity na maila i w taki sposób zrobiliśmy numer “Nie chcę”. Duży problem miałem też przez to, że tak szybko zacząłem rozsyłać swoje bity, ponieważ brakowało mi odpowiednich umiejętności. Po tych dwóch współpracach i bitach, które akurat tak dobrze siadły, miałem prawie rok bez żadnego wydanego numeru. Zaczynając z takiego wysokiego C rok przerwy to naprawdę bardzo długo.
A miałeś sytuacje, że robiłeś numer z jakimś raperem, a on poprosił Cię o jakieś zabiegi w numerze, których ty kompletnie nie znałeś?
Tak i to właśnie z PlanemBe miałem taką sytuację. Poprosił, żebym zrobił mu aranż tego numeru, który podesłałem. Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi. Zapytałem ziomka, który mi wyjaśnił, że jest to dopasowanie słów do bitu. Jednak nadal nie wiedziałem, jak ja mam to w ogóle zrobić. Potem doszło wysyłanie bitu w ścieżkach, co też było dla mnie kompletnie nowym zagadnieniem. W takich okolicznościach przebiegła moja pierwsza styczność z profesjonalnym robieniem muzy. Było dużo nowych terminów związanych z tą branżą, których musiałem się nauczyć. Miałem nawet przez chwilę w głowie temat szkoły muzycznej, ale finalnie pozostałem samoukiem.
Nie brakuje Ci czasem teorii?
Już nie. Paradoksalnie to, że na początku nie widziałem nic z teorii dało mi dużego kopa do samonauki. Ogólnie myślę, że wiedza teoretyczna bardzo hamuje taki początkowy rozwój producentów, bo ogranicza w jakiś sposób ich kreatywność. Nie zrobią czegoś, ponieważ na to nie pozwala teoria. Natomiast, gdy ktoś nie zna teorii, to bazuje tylko na słuchu, a wtedy ma nieograniczone pole manewru w robieniu muzyki.
A ktoś z Twojej rodziny był muzykiem profesjonalnym?
Profesjonalnym wydaję mi się, że nie, ale np. mój tata grał amatorsko na perkusji za czasów szkolnych. Można więc powiedzieć, że jestem pierwszy w rodzinie jeśli chodzi o zawód muzyka.
Jak w takim razie podeszli do tego Twoi rodzice?
Na początku traktowali to jako moją zajawkę, tak jak traktuje się np. gry komputerowe. Zaczęli zmieniać swoje podejście, gdy widzieli jakieś artykuły, w których byłem wymieniany, czy jak słyszeli od znajomych, że oni znają utwory, które wyprodukowałem. Kluczowym momentem był ten, w którym rzuciłem studia, żeby poświęcić się w stu procentach muzyce. To był na szczęście też moment, w którym byłem już w stanie jakoś utrzymywać się z muzyki, więc trochę łatwiej było mi podjąć to ryzyko. Finalnie wyszło na dobre, a myślę, że będzie tylko lepiej.
Tylko tu jest mały haczyk, bo jak już zaczynasz się utrzymywać ze swojej pasji, to może to wpływać na Ciebie momentami dość stresowo. Wiesz, że musisz finalnie na tym zarobić.
Totalnie, ale ja miałem ten komfort, że posiadałem takie minimum finansowe, które pozwalało mi mieć podejście, że jak mi się nie uda to po prostu zajmę się czymś innym.
(…) snippet numeru Kanyego Westa zrobił mi większy hype niż te 6 lat produkowania muzyki razem wzięte.
A pamiętasz stres, który towarzyszył Ci przy wejściu w tę branżę. Gdy zacząłeś poznawać osoby, które jak dotąd znałeś tylko z internetu?
Tak, a jeszcze bardziej stresowało mnie to, że to były osoby, których sam wcześniej słuchałem. Natomiast im więcej tych ludzi poznawałem, tym bardziej utwierdzałem się w tym, że to są ludzie jak wszyscy inni, tylko z odrobinę większą popularnością i jakimś mniejszym bądź większym sukcesem.
A miałeś poczucie, że raperzy patrzyli na Ciebie z góry?
Zdecydowanie. Myślę, że wielu raperów ma do dzisiaj taki zwyczaj patrzenia na ludzi z góry. Nie mówię, że wszyscy oczywiście, ale na pewno zdarzyły mi się takie sytuacje. Też zwłaszcza dlatego, że byłem wtedy dzieciakiem, który jeszcze niczego w tej branży nie osiągnął. Teraz już to kompletnie nie ma miejsca i zawsze traktujemy się jak równy z równym. Ostatnie wydarzenia też wpłynęły na to, że ludzie podchodzą do mnie z trochę większym respektem.
Ciekawe, że w społecznym rozumieniu to, jak dobry jesteś, definiuje to, z kim współpracujesz, a nie to że np. nagrałeś płytę życia.
Dokładnie, a ja od 6 lat robię numery raz z większymi, raz z mniejszymi, ale to i tak snippet numeru Kanyego Westa zrobił mi większy hype niż te 6 lat produkowania muzyki razem wzięte. Wiadomo, Kanye to jeden z największych raperów na świecie i myślę, że chyba jeszcze nikomu z Polski nie udało się dotrzeć do takich ksyw. Była wiadomo współpraca Szamza z Pop Smoke’iem, Fivio Foreignem i Nicki, ostatnio Nejdos miał numer z Quavo, a było jeszcze kilka współprac, których sobie teraz nie przypomnę. Wydaje mi się jednak, że nasza współpraca jest jak dotąd największa, więc tym bardziej jestem dumny, że wziąłem udział w całej akcji.
No właśnie, a jak wyglądała cała ta akcja współpracy z Kanye, że finalnie będziecie mieć razem numer?
Zaczynając od początku to Shdow wysłał kiedyś bity do Timbalanda, który prowadził platformę dla producentów BeatClub. W którymś momencie menedżer Timbalanda zaprosił go na stream i poprosił, żeby wysłał więcej bitów. Wszystko tak na dobrą sprawę zaczęło się w październiku, kiedy to po setkach bitów wysłanych do Timbalanda, ten odpisał mu na te wiadomości emotikonami ognia. Wiadomo, ciężko traktować to poważnie, ale i tak fajnie, że w ogóle na nie zareagował. Po miesiącu napisał Konradowi, że Kanye bardzo lubi Wasze bity, więc podsyłajcie więcej. Zajaraliśmy się bardzo, więc robiliśmy więcej bitów i Konrad od razu je wysyłał. Któregoś dnia dostał od niego wiadomość, że mamy numer z Kanyem Westem. Na 3 listopada planowali już nawet we Włoszech event typu listening party, bo premiera płyty miała być jeszcze przed nowym rokiem. Tak się składało, że w tym okresie miałem być we Włoszech, a konkretnie w Rzymie. Wyobrażasz sobie w jakiej euforii leciałem tam wtedy, bo myślałem, że pójdę tam na listening party jednego z moich ulubionych artystów, z którym zrobiłem numer, którego nawet jeszcze nie słyszałem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo premiera płyty została przełożona. Natomiast dwa tygodnie później byłem w teatrze na spektaklu i nagle dostaje kilka wiadomości z rzędu od Shdowa, bo dzwonił do niego Timbaland i puścił mu nasz numer. Ja jednak wyłączyłem telefon i dopiero w trakcie antraktu obejrzałem video, jak Timbaland puszcza ten numer z Kanye. To była już przesada, totalna euforia. Dodatkowo dzięki Timbalandowi zrobiliśmy jeszcze jeden numer dla Kanye z Playboyem Cartim i Quavo. Tutaj sytuacja była taka, że Timbo zadzwonił, że chłopaki potrzebują nowego bitu pod acapelle. Było wtedy koło północy, więc od razu z Konradem zabraliśmy się do pracy. Wysłaliśmy finalną wersję koło 5 rano i mega byliśmy zadowoleni z efektu. Nie minęło 12 godzin, Kanye przyleciał do Miami z Arabii Saudyjskiej, bo teoretycznie skończył tam swój album, wszedł do baru i puścił swój nowy numer w naszej wersji. Filmy z tego wydarzenia krążą po internecie. Dodatkowo dzień później wrzucił jeszcze na Instagram tracklistę swojego nowego albumu, na którym znajdują się dwa numery, które wyprodukowaliśmy wspólnie z Shdowem i Timbalandem.
Wyobrażam sobie tę euforię.
Nigdy nie czułem czegoś takiego. Kocham muzykę i zawszę będę kochał, ale takie coś przydarzyło mi się pierwszy raz. Tym bardziej, że jest to też artysta, którego słucham od dziecka i śmiało mógłbym umieścić go top 5 moich ulubionych raperów. Zawsze gdzieś utożsamiałem się z jego muzyką, więc bardzo cieszę się z tej współpracy. Tak naprawdę nie jest łatwo zrobić coś z ludźmi ze Stanów Zjednoczonych nie będąc tam na miejscu. Jakby mi ktoś pół roku temu powiedział, że będę miał numer z Kanyem Westem to bym raczej nie wziął tego na poważnie.
Jak kiedyś rozmawiałem z Shdowem to dowiedziałem się, że Wy się mega dużo nauczyliście podczas Waszego wyjazdu do Stanów.
Tak, to prawda. Byliśmy wtedy w LA, bo umówiliśmy się z kilkoma producentami na sesję. Pisaliśmy sobie przez jakiś czas na Instagramie, wysyłaliśmy sobie rzeczy czy nawet niektóre robiliśmy wspólnie. Ustawiliśmy się więc z nimi na spotkanie, ale niestety w większości przypadków pocałowaliśmy klamkę. Nauczyliśmy się wtedy, że to, że ktoś pisze Ci na Instagramie, że robisz super muzę, wcale nie oznacza, że mu się to opłaca i będzie chciał się z Tobą spotkać. Finalnie ten wyjazd był taki pół na pół muzyczno-wakacyjny, ale na pewno dużo się nauczyliśmy, bo udało nam się spotkać z kilkoma producentami, z którymi do dziś mamy kontakt. Był to chociażby Mike Hector, który robił bity dla Kendricka Lamara czy Doja Cat. Wiele nam opowiedział o całym rynku muzycznym i jego działaniu. Dodatkowo dużo udało nam się też zwiedzić i ogólnie zobaczyć, jak żyje się w Stanach.
(…) potrafię zrobić zarówno catchy melodię, jak i bujającą perkę.
A w jaki sposób nawiązuje się współprace z zagranicznymi artystami? Chodzi tylko o pisanie na Instagramie?
W dużej mierze tak. Ewnetualnie szukasz do nich maili i tam się podsyasz. Nic prostszego, ale i zarazem nic trudniejszego, bo też nie każdy chce odczytać te wiadomości. No, ale tak właśnie zaczynałem i to naprawdę nic skomplikowanego. Uderzałem do kogo mogłem, żeby zobaczyli moje rzeczy. Większość nie odpisywała, ale znajdowali się ludzie, którzy słuchali tych numerów i podawali je dalej.
Jak tak rozmawiamy to dużo mówisz o Waszych wspólnych numerach wyprodukowanych razem z Shdowem. Jak wygląda Wasza współpraca?
W sumie większość czasu pracujemy razem przez Discorda. On odpala swojego Abletona, a ja FL Studio i tworzymy równolegle, a potem wymieniamy się plikami. Tak wygląda myślę, że z 80% naszej współpracy. Widzimy się też co jakiś czas w studiu i wtedy też razem działamy. Długo już tak w sumie pracujemy, bo nasz pierwszy wspólny numer wyszedł pod koniec 2019 roku i było to “THC” Young Igiego i Włodiego.
A jak się w ogóle poznaliście?
Parę lat temu byliśmy w bardzo podobnym momencie naszych karier, ponieważ dopiero zaczynaliśmy robić jakieś ruchy na scenie. Konrad z Gedzem, a ja z Żabą. W którymś momencie napisaliśmy do siebie, nie pamiętam kto do kogo dokładnie. Zaczęliśmy działać razem i powstała taka naturalna muzyczna chemia. Potem gdzieś się widzieliśmy w studio, polubiliśmy się też prywatnie i w sumie do tej pory dobrze nam się działa razem.
Jak pracujecie razem to dzielicie się obowiązkami zawsze w podobnym zakresie?
To też zależy od nastroju czy samego bitu, ale ostatnio to ja częściej zaczynam melodię. Ogólnie ja jestem dobry w takich pierwszych pomysłach, wybieraniu podstawowych brzmień itp. a Konrad jest mistrzem np. w kończeniu bitów. Często jest tak, że wysyła mi po 5 finałowych wersji, bo lekko zmienia niektóre detale czy wymieni werbel.
Ciekawe jest dla mnie to, że tak dobrze idzie Ci z melodią, a nie byłeś w żadnej szkole muzycznej.
Kiedyś nie szło mi to w ogóle i byłem takim bardziej drumowym gościem, który produkuje przede wszystkim perkusje. Tak ze 2 lata temu wziąłem się jednak za melodię, a produkowanie perkusji odpuściłem na niemal 1,5 roku. Stworzyłem tych melodii tysiące, z każdą uczyłem się czegoś nowego, aż aktualnie znam już nawet na pamięć wszystkie akordy.
Z czego wynikała ta zmiana?
Wiesz, na początku tworzenie perkusji weszło mi bardziej w krew, ponieważ świetnie pod tym względem uzupełniałem się z Michałem Graczykiem. On tworzył melodię, a ja perkę. Taki mieliśmy podział. Przyzwyczaiłem się do tej roli, a uważam, że miałem wtedy dobry bounce oraz sound selection całej perki. Gdy zacząłem się interesować wysyłaniem rzeczy do ludzi ze Stanów to tak naprawdę ciężko było mi tą perką cokolwiek tam zdobyć. Zazwyczaj do większych producentów przesyła się melodie, więc stwierdziłem, że jeśli chcę coś tam osiągnąć to muszę zacząć robić swoje sample i loopy, żeby były one na wysokim poziomie. Postawiłem na to, a po tych 2 latach osiągnąłem w końcu taki złoty środek i potrafię zrobić zarówno catchy melodię, jak i bujającą perkę.
Nie myślałeś, żeby założyć konto na BeatStars?
Miałem je przez chwilę, ale na BeatStarsie bardzo liczy się sumienność i wrzucanie codziennie nowych rzeczy. A ja, że po pierwsze nie robię aż tyle bitów, to po drugie nie chcę, żeby wszystkie moje bity jak i ich składowe były dostępne publiczne. Uważam, że wtedy muzyka traci na wartości. Dodatkowo często potem są problemy z licencjami itd. Chwilę tam wrzucałem rzeczy, ale nigdy to grubiej nie poszło, więc odpuściłem temat. Wolę wysyłać spersonalizowane paczki bitów do ludzi lub tworzyć z nimi muzykę razem w studio. Wtedy te bity są bardziej ekskluzywne.
A czy po takich 6 latach produkowania muzy nie wkrada się jakaś monotonia?
Często się wkrada, ale w ostatnim roku nauczyłem się odpoczywać od muzyki, bo uważam, że to tak samo ważne jak ciężka praca. Kiedyś miałem tak, że jak jeden dzień nie robiłem muzy to miałem stresa i bałem się o swoją przyszłość. A przecież to nie o to chodzi. Co ma przyjść to przyjdzie w odpowiednim momencie i nie ma co sobie narzucać na siłę pracy jak na etacie i tego, że codziennie trzeba coś zrobić. Teraz jak nie zrobię niczego przez tydzień to się nie martwię, bo wiem, że to nadrobię, kiedy wróci mi wena.
W takim razie jeszcze tak na zakończenie. Jakie jest Twoje aktualnie największe marzenie?
Na pewno jednym z nich jest pracować więcej z takimi artystami jak Kanye West. Chciałbym utrzymywać tę zmienność w moich numerach, bo ciężko pracowałem na to przez kilka lat. Ważne też dla mnie jest korzystanie z tego życia, na które sobie zapracowałem. W końcu nie każdy ma takie możliwości, żeby zarabiać z tego, co kocha.
Niby jest tak, że jak robisz coś, co kochasz, to nie przepracujesz ani jednego dnia, nie?
Dokładnie tak, dlatego ja zawsze podchodzę do tego tak, że robię to, co kocham i nie pracuję w dosłownym tego słowa znaczeniu. Cieszę się, że robię co lubię, zarabiam z tego, czerpię też jakieś inne korzyści, a sama muza wychodzi mi coraz lepiej. Wiadomo, mam też gorsze momenty, bo chociażby w tamtym roku miałem takie poczucie, że nie widzę dla siebie miejsca na rynku muzycznym. Wtedy wiodąca muzyka na polskim rynku była na mega słabym poziomie i choć aktualnie wiele się nie zmieniło, to na szczęście szybko obróciło się to w bardzo dobrą stronę i zyskałem wiele nowych możliwości i współprac. Finalnie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojego życia i mam nadzieję, że tak zostanie.
IG: @realhubi