Choć na scenie jest już kilka lat, to tak naprawdę dopiero jej twórczość w języku polskim odbiła się większym echem w środowisku rodzimej muzyki alternatywnej. Justyna Chachuła, a więc liderka zespołu Atem, opowiedziała mi m.in. o pisaniu tekstów, potrzebie tworzenia czy swojej miłości do śpiewania. Zapraszam do lektury.
Ostatnio dużo wywiadów udzielasz sama. Coś zmieniło się w szeregach atem?
Zmieniła sie w ogóle formuła funkcjonowania całego zespołu, wysunęłam się jako liderka, odpowiadając za ostateczny kształt muzyczny jak i artystyczny. Wcześniejsza moja wizja dotycząca założenia zespołu w tradycyjnym jego ujęciu u nas nie zadziałała, wręcz staliśmy w miejscu. Od samego początku współpracuję w ramach atem z gitarzystą i współkompozytorem Krystianem Czerniewskim. Natomiast piosenki na debiutancką płytę skomponowałam również we współpracy z Hubertem Müllerem i Radkiem Bednarkiem.
Na pewno nie jest łatwo być liderem, lecz u Ciebie dodatkowo doszła zmiana języka, w którym tworzysz. Język polski zmusza Cię do większego odkrywania się przed słuchaczem?
Język polski na pewno bardziej mnie obnaża lirycznie, ale dziś potrafię sobie już z tym poradzić. Natomiast trudno być artystą zaczynającym, bo dookoła jest mnóstwo osób, które chcą wytłumaczyć Ci, że wiedzą lepiej – w jakim kierunku masz iść, jaką nazwę nadać zespołowi itd. Jeżeli się nie uodpornisz i nie powiesz sobie, żeby musisz robić swoje i się nie przejmować, to bardzo łatwo można wpaść w pułapkę uszczęśliwiania wszystkich wokół. To prosta droga do tragedii. Ja dokładnie tak miałam, lecz na szczęście udało mi się z tego wyleczyć. Teraz mam zupełnie inne podejście.
W jednym z wywiadów wspomniałaś, że każde słowo odbierasz bardzo intensywnie. Rozumiem jednak, że z wiekiem udaje Ci się odsiewać ziarno od plew i brać do siebie tylko to, co faktycznie może Ci się przydać?
Na pewno robię to lepiej niż wtedy, choć nadal jest taka część mnie, której jest po prostu przykro przy takich sytuacjach. Można powiedzieć, że jestem taką romantyczką twardo stąpającą po ziemi. Wiem, to antagonizm, ale naprawdę tak jest. Zazwyczaj piszę tekst, gdy odbędę jakaś poruszająca rozmowę, usłyszę coś czy przeczytam. Nadal analizuję wszystkie rzeczy, które usłyszę, ale nie robię już tego w tak toksyczny sposób, jak kiedyś. W pewnym momencie byłam wręcz przygnieciona ciężarem tych wszystkich słów, opinii itd. Mam wrażenie, że to naturalnie przechodzi z wiekiem. Przynajmniej u mnie tak było. Czuję, że z każdym rokiem się zmieniam, bo wyciągam nowe wnioski z różnych sytuacji czy poznaje nowych ludzi. To jest taki nieustanny rozwój i cieszę się, że z czasem rzeczy, które mówimy, stają się nieaktualne. To jest normalne, a tkwienie przez całe życiem w „jednym miejscu”, wydaje mi się niepokojące.
Teksty to dla Ciebie forma autoterapii?
Tak, bo najczęściej są to moje doświadczenia, ale zdarza mi się też napisać o czymś, co np. przeczytam. Wchodzę wtedy w buty takiej osoby. Zazwyczaj jednak jest to bardzo ode mnie i co ciekawe, mało mam optymistycznych tekstów. Fajnie byłoby kiedyś napisać pozytywną piosenkę. Na razie nie potrafię ich pisać i też nie czuję się jakoś dobrze w pozytywnej mowie. Od zawsze inspirowało mnie to, co melancholijne. Jakąś taką radość upatrywałam w tym, że mogę zjednoczyć się z jakimś artystą w tych trudnych emocjach. Do tej pory nie miałam potrzeby zjednoczyć się z kimś w radości. Uważam, że dużą sztuką jest napisać piosenkę, która byłaby radosna, a przy okazji nie byłaby kiczowata.
To prawda. Natomiast z emocjami to chyba jest też tak, że gdy jesteśmy szczęśliwi, to używamy najprostszych słów, żeby wyrazić to, co czujemy. Natomiast gdy jesteśmy przygnębieni to używamy mnóstwo synonimów, żeby jak najdokładniej opisać nasz stan.
Coś w tym jest. Jakoś tak bardziej zagłębiamy się w nasz smutek niż radość. Może kiedyś spróbuję wyjść ze „swojej bańki”.
Dodatkowo w języku polskim sztuką jest zaśpiewać tekst w taki sposób, by brzmiał on tak płynnie jak w języku angielskim. Miałaś tak, że napisałaś tekst, ale później przy śpiewaniu okazywało się, że trzeba go nieco zmienić?
Prawie zawsze wymyślam tekst równolegle do melodii wokalu. Chodzę, robię wiele kilometrów (w domu lub na zewnątrz), by napisać tekst. Czasami wpadnie mi kilka słów, z których tworzę zdanie, i już wtedy wiem, o czym będzie tekst i to wokół nich tworzę pozostałe elementy. Coś jak objawienie (śmiech). W taki sposób jestem też w stanie od razu weryfikować, co siedzi, a co nie. Miałam jednak też takie sytuacje, że w trakcie nagrań zdarzyło mi się wykreślić czy zmienić parę słów.
A jak zapisujesz melodie, którą wymyślisz? Masz wykształcenie muzyczne?
Gdy wpadnie mi do głowy jakaś melodia, to po prostu nagrywam ją na dyktafon. Później w każdej chwili mogę sobie ją włączyć i sprawdzić, czy to nadal mi się podoba. Tak jest też po prostu wygodniej, bo nie zawsze mam możliwość zarejestrowania czegoś w inny sposób. Nie ukończyłam żadnej Akademii Muzycznej, natomiast współpracuję z muzykami, którzy mają większą wiedzę techniczną niż ja i uważam, że to jest piękne. Nie czuję się jakaś wybrakowana z tego powodu. Jestem samoukiem wokalnym, a śpiewam praktycznie od dziecka. W szkole śpiewałam w chórze, brałam udział w konkursach wokalnych na szczeblu lokalnym, powiatowym czy wojewódzkim. Nigdy natomiast nie miałam nauczyciela, który uczyłby mnie śpiewu. Po prostu całymi dniami darłam się w domu. (śmiech) Natomiast od niedawna jestem pod opieką trenerki głosu i osteopatki, również ze względów zdrowotnych, ponieważ moje gardło w czasie pandemii miało wiele problemów. Chcę używać głosu tak, żeby było to bezpieczne dla krtani i strun głosowych.
A po tych lekcjach śpiewu czujesz się bardziej świadoma własnego głosu? Potrafisz bardziej nad nim panować?
Na pewno pomogły mi uświadomić sobie, że bardzo dużo zależy od mojej głowy. Wszystkie blokady czy negatywne wyobrażenia na temat mojego głosu tak naprawdę istnieją tylko w niej. Teoretycznie wiedziałam to od zawsze, ale dopiero gdy powiedziała mi o tym moja trenerka, to dotarło to do mnie. Głos jest takim instrumentem, który bardzo mocno powiązany jest z naszą psychiką, więc przeróżne emocje mają wpływ na to, co dzieje się z naszymi strunami głosowymi czy mięśniami wokół krtani.
Wspomniałaś, że śpiewasz od dziecka. Jak to się w ogóle zaczęło?
W moim domu rodzinnym zawsze było dużo muzyki. Mój tata bardzo lubił słuchać przeróżnych gatunków, a gdy wracałam ze szkoły, to zawsze jakaś muzyka grała w domu. Pierwsze co robiłam, to rzucałam plecak w kąt, tańczyłam i śpiewałam. Generalnie tak wyglądał prawie każdy mój dzień w dzieciństwie. W szkole występowałam publicznie już od podstawówki. Jednak w liceum już mniej się udzielałam wokalnie, bo wtedy już wiedziałam, że nie chcę dalej śpiewać czyichś utworów. Chciałam zacząć tworzyć i śpiewać swoją muzykę. Śpiewanie to dla mnie bardzo osobista rzecz, więc wychodząc na scenę chciałabym opowiadać ludziom swoją historię. Wiem natomiast, że jest wielu świetnych wokalistów, którzy nie piszą swoich utworów. Nie każdy czuje się twórcą, ale ja właśnie nawet bardziej czuję się twórczynią niż wokalistką. Dla mnie priorytetem nigdy nie było pokazywanie możliwości wokalnych, a raczej przekazywanie „czegoś”. Jako wokalistka mam również wpływ na muzykę i zawsze rozmawiam z instrumentalistami o różnych rozwiązaniach. Mam takie wrażenie, że gdyby ktoś mi wymyślił tekst i całą muzykę, to chyba straciłabym cały sens robienia tego, co robię.
No to jest już bardziej odtwórcze, niż twórcze. Natomiast wydaje mi się, że jak przychodzisz do tekściarza i opowiadasz mu swoją historię, a on na jej podstawie tworzy tekst, to nadal jest to Twoja historia. Tylko, że ubrana w słowa przez kogoś innego.
W takiej sytuacji to właśnie ja wolałabym być tą osobą, która pisze dla kogoś tekst. (śmiech)
W Polsce tak naprawdę sporo mamy dobrych tekściarzy, którzy piszą piosenki dla najpopularniejszych wokalistów. Finalnie jednak nie są nigdzie wypisani, więc ciężko o nich usłyszeć nie będąc wewnątrz tego środowiska.
Bardzo możliwe, ale wydaje mi się, że czasami jest to po prostu dla nich zarobek, który pozwala im potem realizować się w swojej muzyce, która niekoniecznie jest komercyjna. Robią to, co lubią, a przy okazji mogą zarobić. Są także inne teorie, dlaczego nigdzie nie są wpisani, ale nie będę teraz tego wątku rozwijać.
Ja natomiast słyszałem teorię na temat pracy kreatywnej, że jeżeli siedzisz i ciągle coś tworzysz to prowokujesz wenę i finalnie częściej zdarzają się momenty, w których ją dostajesz.
Tak, ale mnie chyba bardziej inspiruje poznawanie nowych rzeczy. Czasami robię sobie takie wycieczki w poszukiwaniu inspiracji i np. idę na wystawę obrazów, zdjęć czy wyrobów rzemieślniczych. Wpadam wtedy w zachwyt, że ludzie są w stanie zrobić takie piękne rzeczy. Inspiruje mnie to do tego, żeby też dać coś od siebie i coś stworzyć. Próbuję zarażać się kreatywnością od innych ludzi. Myślę, że najfajniejsze w tworzeniu jest to, że możemy się tym podzielić i właśnie kogoś zainspirować.
A jak chodzisz na koncerty to nie miałaś nigdy tak, że dany muzyk zainspirował Cię do gry na jakimś instrumencie?
Wiesz co, jako nastolatka bardzo chciałam nauczyć się grać na perkusji, ale problem jest w tym, że jestem bardzo wymagająca wobec siebie i szybko się zniechęcałam. Jeśli nie podobał mi się efekt, to od razu spadała motywacja. Podobnie niestety było z grą na pianinie. Jestem po prostu za bardzo niecierpliwa i chciałabym mieć super efekty na już. W śpiewie mam taką pewność, że to, co słyszę jest przynajmniej dobre. Zajmuję się tym od lat. A może po prostu chodzi o to, że kocham śpiewać?
Twoją miłość do śpiewania na pewno słychać w nowych utworach. Swoją drogą, odbiły się one fajnym echem w środowisku.
Tak, i jest to proces, który zamierzam kontynuować. Cieszę się, że te nowe utwory poleciały też w kilku radiach, a dziennikarze optymistycznie na nie reagowali. Jak zerkałam na statystyki to faktycznie widziałam, że niektóre single były grane nawet po 3 razy dziennie w samym Szczecinie. Śmiałam się wtedy, że jak pojadę do Szczecina to zostanę znienawidzona za tę piosenkę. (śmiech)
Sanah wszyscy pokochali, choć jej utwory grane były pewnie i po 10 razy dziennie.
Wiadomo, super by było, gdyby moje utwory też były grane tyle razy, lecz nie chciałabym jednak na siłę próbować wstrzelać się w jakieś trendy. Wiem, że zdarzają się takie sytuacje, że jakiś utwór odnosi komercyjny sukces w bardzo komercyjnym radiu i odstaje jakością (w pozytywnym sensie) od innych utworów tam granych, ale to bardzo rzadkie.
Na koniec jeszcze standardowe pytanie. Jakie jest Twoje aktualnie największe marzenie?
No i tu mnie masz, ponieważ mam takie przyrzeczenie, że nigdy nie zdradzam nikomu swoich marzeń. To są takie rzeczy, które trzymam tylko dla siebie, bo uważam, że wypowiedziane marzenia tracą swoją wartość. Dopiero, gdy się spełnią, to mogę je wszystkim powiedzieć. Marzenia traktuję trochę jak plany i zawsze staram się robić jak najwięcej, żeby udało mi się je spełnić. To jest dla mnie coś na tyle prywatnego i intymnego, że nie dzielę się tym nawet z bliskimi mi osobami.
IG: @atem_music
FB: atemmusic