Pierwszy w życiu stworzony utwór i od razu hit. Jak mówi dobrze znana wszystkim maksyma: „Przypadek? Nie sądzę.” i ciężko się akurat tutaj z tym nie zgodzić. Dodatkowo jego debiutancki album „Miraże” został kilka dni temu nominowany do Popkillerów w kategorii Alternatywny Album Roku. O sposobach na tworzenie, nauce śpiewu czy swoich marzeniach opowiedział nam Arne.
Skąd wzięła się Twoja zajawka na muzykę?
Od zawsze chciałem tworzyć muzykę. Widziałem, że na rynku pojawiają się coraz to nowi gracze, ale nie wiedziałem od czego powinienem w ogóle zacząć. Nie uczęszczałem nigdy do szkoły muzycznej, a jedyne co było u mnie związane z muzyką to gra na djembe w szkolnym zespole. Miałem jednak marzenia i pod nieobecność rodziny szlifowałem głos w domu wzorując się w tamtym czasie na paru artystach. Nauka śpiewu w ten sposób zajęła mi około 5 lat, gdzie była to po prostu metoda prób i błędów. Jeżeli chodzi o gatunki to słuchałem niemal wszystkiego. Od reggae i rapu po cięższe metalowe brzmienia. Można powiedzieć, że przygotowywałem się na taki moment, żeby wystrzelić. „Poranna rosa” to był w zasadzie pierwszy kawałek, który kiedykolwiek zrobiłem. Wtedy też miałem kompletnie inne podejście do samego tworzenia. Aktualnie wygląda to tak, że przeważnie tekst powstaje w domu bez jakiejkolwiek melodii lub wychwytuje ewentualnie jakiś prosty element muzyczny z czegoś co akurat usłyszę. Następnie wpadam do Ramzesa (Mateusza) i zaczynam nucić melodię do tekstu, po czym przechodzimy do kompromisu, czyli konfrontujemy nasze wizje dotyczące danego utworu. Tak tworzymy w zasadzie każdy kawałek.
I jak czujesz tworzenie utworów właśnie w ten sposób?
Działając na zasadzie ciągłego eksperymentowania czuję przede wszystkim wolność. Po „Porannej Rosie” dobijała mnie myśl zostania drugim Kamilem Bednarkiem. Oczywiście nic do samego Kamila nie mam, ale chodzi mi tutaj bardziej o stylistyczną szufladę, w której ludzie zaczęli mnie zamykać. Chcąc od tego odbić, zacząłem właśnie eksperymentować z formułą, przez co obecnie nie widzę innej drogi tworzenia. Nie mam też takiego parcia jak niektórzy, żeby dublować swój ostatni hit i odcinać kupony. Czułbym się wtedy źle sam ze sobą. Wchodząc do studia nie mam konkretnego planu na utwór, bo wiem, że podczas tworzenia plany i tak prawie zawsze ulegają zmianie. Przykładowo utwór “Diamenty na zębach” miał być w klimatach jazzowych, a powstał z niego w zasadzie banger. Jeśli chodzi o samą płytę „Barwy” to z początku miałem na nią zupełnie inną koncepcję. Oczywiście jest to kontynuacja “Miraży”, lecz zakładałem, że będzie ona o wiele luźniejsza. Sam środek płyty taki jest, natomiast reszta całkowicie od tego odbija. Stało się tak, gdyż w trakcie jej tworzenia wpadłem w życiowe turbulencje i całą wewnętrzną złość wyładowałem własnie na niej. Dzięki temu powstały numery jak „Miałem nie palić”, „Z małej wioski” czy „Nieposkromiony”, gdzie agresja jest motywem przewodnim. Oczywiście nie każdemu może przypaść to do gustu, ale uważam, że lepiej jak muzyka wywołuje nawet te negatywne emocje, niż żadne.
Pierwszy raz Cię w sumie możemy usłyszeć w takiej odsłonie. Słuchając „Miraży” dało się odnieść wrażenie, że jesteś dość spokojną osobą.
Uważam, że „Miraże” były mocno ugrzecznione z mojej strony. Wszelkie negatywne emocje schowane były pod maską miłego chłopaka do jointa. Z czasem mocno nad tym ubolewałem, a strach przed ich uzewnętrznieniem dawał za wygraną. W którymś momencie po prostu dałem się ponieść temu co czułem. Teraz spoglądając na całokształt cieszą mnie podjęte kroki, bo na przestrzeni prawie 2 lat widzę duży progres, chociaż wiem, że przede mną jeszcze masa nauki.
Sądzisz więc, że „Barwy” bardziej oddają to, co z Ciebie wypływa?
Myślę, że tak, choć pozmieniałbym parę rzeczy, aby klimat był bardziej spójny, a przedstawiona agresja powoli narastała z utworu na utwór. Tak, czy inaczej album “Barwy” oznacza odmienne stany, czyli etapy od skrajnej radości i poczucia wyższości, aż po żal i przygnębienie. Myślę, że zostało to w miarę fajnie oddane. Tak jak wspomniałem wcześniej kiedyś bałem się pokazać inne oblicze, natomiast teraz jestem na takim etapie swojego życia, że jestem coraz bardziej świadomy samego siebie, swoich treści oraz tego co chcę przekazać. Ostatnio zacząłem nawet wchodzić w klimaty mocno rockowe, czy też punkowe. Nie wiem jeszcze, czy będę tworzył album długogrający, bo jak na razie się na to nie zapowiada. Chciałbym jednak na pewno wydać z czasem jakąś Epkę i zrobić kawałki bez narzuconej wcześniej koncepcji. Jeszcze parę miesięcy temu miałem rozplanowaną liczbę albumów itp., natomiast porzuciłem te plany, gdyż wolę po prostu tworzyć na totalnym luzie.
A czy w swoich porzuconych już planach zamierzałeś dalej tworzyć całe płyty z Ramzesem? Wychodzi Wam to mega dobrze, ale jak już wspomniałeś, lubisz eksperymentować.
Oczywiście chciałem zacząć współpracować też z innymi producentami. Pewnie z czasem do tego dojdzie i jest masa opcji, ale szczerze mówiąc póki co najlepiej tworzy mi się z Ramzesem. Wszystko powstaje nam bardzo naturalnie w studiu i możemy rejestrować emocje, które właśnie nam towarzyszą. Pisząc pod gotowy bit czuje się mega ograniczony, bo jeżeli w danym momencie czuję np. gniew to nie chciałbym, żeby było to wcześniej zaplanowane. Dodatkowo z Mateuszem mamy bardzo dobry vibe i podobne wizje co do ruchów.
Odbijając trochę na inny wątek chciałbym się Ciebie zapytać, jak to było z “Poranną Rosą”? Z założenia można przyjąć, że po jej wydaniu pewnie dużo zmieniło się w Twoim życiu. Ale czy naprawdę tak było?
Na początku z pewnością odbiła mi sodówa do głowy. Może nie, że czułem się jak pan świata, ale ciekawym zjawiskiem było to, że co chwile ktoś do mnie podchodził i zagadywał. Z czasem doszło również robienie zdjęć. No umówmy się, nie jest to codzienna sytuacja, tym bardziej dla wcześniej mało komu znanego chłopaka. Niestety fajnie było tylko na początku i w ogólnym rozrachunku więcej spotkało mnie sytuacji negatywnych niż pozytywnych. Byłem mocno pogubiony w całym tym natłoku, jednak po opadnięciu tego szału na jeden utwór miałem czas, żeby pewne sprawy przemyśleć. Mniej więcej poukładałem sobie to wszystko w głowie, chociaż nie ukrywam, że nadal oswajam się z reakcjami ludzi.
I to w tamtym momencie na dobre skumałeś się z Ramzesem?
W ogóle historia poznania się z Ramzesem jest dosyć zabawna. Zaczęło się od tego, że napisałem tekst do mojego pierwszego kawałka, czyli “Porannej Rosy”. Znalazłem dwa lub trzy bity od “Pacifica”, w których mogłem poczuć ten sam luzacki klimat. Nagrałem na telefonie wokal, wysłałem do kilku osób i szczerze mówiąc nie spodziewałem się jakiegoś odzewu. Nagle któregoś dnia dostałem telefon od Ramzesa, który zapytał się mnie, czy uczęszczałem kiedykolwiek na lekcje śpiewu lub do szkoły muzycznej. Podczas krótkiej rozmowy zaprosił mnie do studia i pomimo braku doświadczenia zrobiliśmy niespodziewany hit. Może to zabawne, ale gdy początkowo wchodziłem do studia ze stresu bałem się nawet przywitać. Obecnie sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Wchodzę do studia jak do drugiego domu i oprócz tworzenia samej muzyki rozmawiamy na miliony różnych tematów. Cieszę się w jaką stronę poszła moja kariera, choć już wiele razy słyszałem, że przespałem swoją szansę po sukcesie “Porannej Rosy”. Spadek wyświetleń po takim hicie to naturalna kolej rzeczy, a ja wolę konsekwentnie budować pozycję i poszerzać grono odbiorców niż łapać niedzielnych słuchaczy wypuszczając to, co aktualnie jest modne. Jedyne co mnie boli to fakt, że reszta twórczości jest spowita cieniem jednego kawałka.
Wydaje mi się, że nie jesteś pierwszą osobą, która jest skazana do końca życia na swój największy hit. Z drugiej strony dobrze mieć taki hit, żeby w ogóle móc się jakoś wybić.
Szczerze mówiąc jest to jednocześnie błogosławieństwo jak i przekleństwo. To prawda, że spotkało mnie przez to dużo przykrych sytuacji, lecz z drugiej strony reszta utworów spotyka się w większości z ciepłym odbiorem. Bez „Porannej Rosy” nie wiem czy poszło by to aż tak szeroko. Wiemy dobrze jak wygląda rynek. Jest przesyt artystów przez co naprawdę trudno jest się przebić. Jestem świadomy, że zanotowałem spadek wyświetleń, ale widzę, że kreuje się grupa osób, która sprawdza na bieżąco moje nowości. Mega mnie to cieszy, bo nie skupiam się na tym, żeby trafiać do wszystkich. Chce robić swoje i mieć przy tym grono słuchaczy, z którymi będę mógł zbić piątkę i pogadać przy piwie.
Myślę, że ludzie też po prostu czują naturalność w Twojej muzyce.
Wiadomo, business is business, ale właśnie wychodzę z założenia, że zawsze musi towarzyszyć temu także fun z muzyki. Jeśli czegoś na dany moment nie czuję to nie będę tego robił na siłę. W trakcie tworzenia “Barw” powstały dwa kawałki, które nie do końca czułem. Wylądowały one w tzw. martwej strefie i czekają na drugie życie. Jak wybierałem utwory na płytę brałem pod uwagę tylko te, które tworzone były na pełnym vibe’ie. W tym właśnie aspekcie mega podoba mi się twórczość Tymka. To jak on eksperymentuje z brzmieniem i formą to jest dla mnie jakiś kosmos. A co najważniejsze wyrwał się z klubowo/rapowych ram co inspiruje mnie do dalszych poszukiwań.
Takie podejście pozwoli Ci także nie zostać zaszufladkowanym.
Tak, bo to chyba najgorsze co może być. Ogólnie słuchając bardzo dużo muzyki Szpaka zauważyłem, że ludzie sklasyfikowali go jako rapera, który zawsze podejmuje ciężką tematykę. Gdy próbował od tego odbić i dołączył do Chillwagonu ludzie chcieli go zjeść. To ciągłe szufladkowanie i spirala hejtu w jego stronę dała mi sporo do myślenia. Zdałem sobie sprawę, że różnorodność muzyczna jak i tekstowa to klucz do wolności.
To też taki case Okiego czy Sobla, którzy każdy track wydają w innym stylu.
Tak i to jest super. Nie można im nic zarzucić, bo od samego początku robili różne rzeczy. Uważam też, że takie krępowanie artystów nie jest dobre, bo luźne kawałki również powinny mieć rację bytu. Koniec końców muzyka towarzyszy człowiekowi w różnych sytuacjach, a nie zawsze mamy ochotę słuchać poważnych numerów.
Na koniec chciałbym zapytać Cię o rzecz, o którą będę pytał każdego zaproszonego tutaj gościa. Jakie jest aktualnie Twoje największe marzenie?
Może zabrzmi to dość ckliwie, ale chciałbym po prostu na starość być spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. Żebym umarł wiedząc, że zrobiłem w życiu wszystko to co chciałem.
Czyli, żebyś już jako stary dziadek usiadł sobie w bujanym fotelu…
…i jako taki wydziarany ganja farmer odpalił fajeczkę i powiedział “kiedyś to było”. (śmiech)
IG: @arnemusic_